• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Biegam. Tak jak lubię. Tak jak chcę.

Blog powstał ku pamięci moich biegowych zmagań. Mam nadzieję, że za parę lat będę się śmiać z początkowych wpisów i nieporadnych pierwszych truchcików.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • bieganie / zapisy
    • Biegowe Wyzwanie
    • Elektroniczne zapisy
    • Endomondo
    • Virtual Conqueror
    • Virtual race
    • Wirtualne biegi
    • Zapisy online
  • blogi / strony o bieganiu
    • Biegający Ortopeda
    • Biegam w górach
    • Biegologia
    • Kobiety biegają
    • KS Staszewscy
    • Leszek biega
    • Matka biega
    • Panna Anna biega
    • Run The World
    • Silesia Marathon
    • Wszystko o bieganiu
  • sklepy
    • Boco
    • Decathlon
    • Imaginario
    • Just Hero
    • Lurbel
    • Nessi sport
    • Polka Sport
    • Rebel Runners
    • Rough Radical
    • Run Baby
    • Run One
    • Zo-Han

Archiwum

  • Luty 2023
  • Styczeń 2023
  • Grudzień 2022
  • Listopad 2022
  • Październik 2022
  • Wrzesień 2022
  • Sierpień 2022
  • Lipiec 2022
  • Czerwiec 2022
  • Maj 2022
  • Kwiecień 2022
  • Marzec 2022
  • Grudzień 2021
  • Listopad 2021
  • Październik 2021
  • Lipiec 2021
  • Maj 2021
  • Kwiecień 2021
  • Marzec 2021
  • Luty 2021
  • Styczeń 2021
  • Grudzień 2020
  • Listopad 2020
  • Październik 2020
  • Wrzesień 2020
  • Sierpień 2020
  • Lipiec 2020
  • Czerwiec 2020
  • Maj 2020
  • Kwiecień 2020
  • Marzec 2020
  • Luty 2020
  • Styczeń 2020
  • Grudzień 2019
  • Listopad 2019
  • Październik 2019

Najnowsze wpisy, strona 2

< 1 2 3 4 5 >

86. **

Jakże dziwny był ten rok! Wszystko było podporządkowane polityce i koronawirusowi. Aż mdło się robi na samą myśl.
Dla mnie mijający rok był dosyć ciężki. Przyszło mi się zmierzyć z mobbingiem w pracy. Wyszłam z tego bardzo poraniona, niemniej cieszę się ogromnie, że wyszłam w ogóle, że uwolniłam się od toksycznych ludzi. Jak to mówią: jeśli Bóg stawia przed tobą problemy, to dlatego, że wie, iż sobie poradzisz. Coś w tym jest. Poradziłam sobie. Uczepiłam się mojej ukochanej rodziny oraz kilku innych ludzi o dobrym sercu i wyszłam z problemów. Zdrowie mi nieco podupadło, tarczyca wysiadła i choroba niestety postępuje. Tragedii nie ma, ale nadziei na cudowne ozdrowienie też nie. Sport to jest moje najlepsze lekarstwo. Gdyby nie on, prawdopodobnie skończyłabym ten rok z depresją na koncie. Nie wytrzymałbym psychicznie. Dzięki bieganiu udało mi się zachować resztki optymizmu i nie zwariować. Sport to jest lekarstwo na wszystko. Po prostu na wszystko.
Podsumowałam moje sportowe osiągnięcia za 2020 rok:

- przebiegłam 1297,62 km;
- przeszłam nordikując 285,29 km;
- przećwiczyłam na bieżni 153,5 km.
Jestem dumna z tych wyników, choć czuję niedosyt. Myślę, że 1500 km w biegniu było jak najbardziej w zakresie moich możliwości. Wprawdzie wśród postanowień z 1 stycznia było tylko 500 km, więc plan jest wykonany z nawiązką, to jednak od jutra bardziej się postaram.
Ale o moich postanowieniach noworocznych opowiem jutro.

 

31 grudnia 2020   Dodaj komentarz

85. **

Smutno mi. Popłakałam się. Nie podobają mi się te święta.
Wczoraj rano byłam w pracy. Pacjentów było malutko, więc mogłyśmy sobie pogadać z dziewczynami. Słuchałam jak koleżanki przygotowują się do świąt. Opowiadały o potrawach, strojeniu choinki, pakowaniu prezentów. Zazdroszczę im. Ja się nie cieszę. W ogóle nie dotknęła mnie atmosfera świąt. Nie przystroiłam domu, nie umyłam okien. Mąż zadbał tylko o choinkę i z małym ją ubrali. To mąż pojechał na zakupy, żeby zrobić jakąkolwiek wigilijną kolację. On pamiętał o rybach, o burakach do barszczu, uszkach, kapuście, itd. Mąż także wymyślił prezenty dla dzieci. Gdyby nie on, to byłaby katastrofa. Po powrocie z pracy wzięłam się za przygotowywanie potraw, ale zrobiłam to tak po łebkach, jak jeszcze nigdy w życiu. Usiedliśmy do stołu bez obrusa, bez sianka, bez grosika pod talerzem, bez wigilijnej świecy. Nawet nie zmówiliśmy modlitwy. Dobrze, że chociaż życzenia sobie złożyliśmy. Po kolacji nie było ciasteczek do kawy, bo nie chciało mi się upiec. Tragedia ze mną. Nic mnie nie cieszy, nic. Co to ze mną jest? Deprecha jakaś mnie dopadła czy co? Wszyscy starają się jakoś uprzyjemnić sobie nawzajem ten czas, znaleźć choć odrobinę radości w życiu, a mi się nawet starać nie chce. Jestem wręcz rozdrażniona tym świętami. Dziś pół dnia przeleżałam pod kocem. Jutro jedziemy do rodziców na cały dzień, więc jakoś to przemęczę i nareszcie będzie po świętach.
Bez przesady mogę powiedzieć, że to najgorsze święta w moim życiu.

 

25 grudnia 2020   Dodaj komentarz

84. **

Kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
Podobno biegaczem jest się dopiero wtedy, gdy zaliczy się pierwszą glebę oraz gdy zejdzie pierwszy paznokieć. No to punkt pierwszy za mną.
Wybiegłam z domu jak co rano. Standard. Biegłam sobie, biegłam, lekko, spokojnie, z muzyczką w uszach i nagle jakoś (nie wiem jak) nogi mi się zaplątały i runęłam jak długa. O własne nogi się potknęłam... Tragedia! O dziwo, wcale nie posypały się niecenzuralne słowa, wręcz przeciwnie. Krzyknęłam tylko: "O Jezu!" i pozbierałam się jeszcze szybciej niż upadałam. Bo najgorsze w tym wszystkim wcale nie było to, że się wyglebiłam, że bolą mnie kolana, że zrobiłam dziurę w legginsach za stówę. Nie. Najgorsze było to, że wyglebiłam się przy ludziach! Taki wstyd! Taki wstyd! Może ci ludzie się ze mnie śmiali, może mnie żałowali, nie wiem. Co tylko o tym pomyślę, to widzę jedynie własny wstyd. Ale narobiłam sobie siary! Jak można się było tak wyrąbać na środku ulicy??? Co za fajtłapa ze mnie!

Nawet w domu się nie przyznałam. Kolana bolą jak skurczybyki. Na szczęście nie są spuchnięte, więc nic tragicznego poza stłuczeniem i otarciami się nie stało. Siniaki kiedyś znikną, strupy poschodzą i będzie dobrze. Póki co, zaciskam zęby i chodzę dzielnie.
Wszystko jest ok, wszystko ok! ;)

 

16 grudnia 2020   Dodaj komentarz

83. **

Kilka dni w nowej pracy za mną i szczerze powiem, że nie jestem pewna swojej przyszłości w tej firmie. Nie do końca czuję się tu jak u siebie, nie czuję się częścią tego miejsca. Dziewczyny są bardzo uczynne, nigdy nie odmawiają mi pomocy, a jednak nie pasuję do tego towarzystwa. One chyba czują, że ja niezbyt popieram ich stosunek do pacjenta. Bo to faktycznie mnie aż razi. Ja traktuję pacjentów tak, jak sama chciałabym być traktowana. U mnie "dzień dobry", "proszę", "w czym mogę pomóc" to są podstawowe zwroty. Człowiek, który się leczy na NFZ nie jest człowiekiem drugiej kategorii, a jest tak samo ważny jak ten, który wyciąga złotą kartę kredytową i sam płaci za siebie. Moje koleżanki niestety nie podzielają tych poglądów. Zwroty: "czego?", "nie stać mi tu i sztucznego tłoku nie robić", "co z pana za człowiek, jak pan nie wie do jakiego lekarza przyszedł?", "co mnie obchodzi pana legitymacja krwiodawcy?" są zwrotami na porządku dziennym. Gdybym była szefową, za takie odzywki wylałabym z roboty. Szefową nie jestem, więc spuszczam tylko wzrok i się nie odzywam. Jest mi najczęściej wstyd przed pacjentami. Mam ochotę ich niejednokrotnie przepraszać za zachowanie rejestratorek czy pielęgniarek. I to chyba jest aż nazbyt widoczne. Podeszła do mnie dziś jedna z pielęgniarek i powiedziała: "Widzę, że ty ciągle nie umiesz się przestawić na nasze standardy po poprzedniej firmie". Uśmiechnęłam się blado, a w myślach powiedziałm do siebie: Nie umiem i nie chcę się przestawiać. To nie są żadne standardy. To zachowanie jest wręcz naganne. Dziewczyny doskonale wyczuwają moje podejście i choć nie mówię ani słowa, nie krytykuję głośno, nie odzywam się, to one i tak wiedzą, co ja sądzę o tej pracy. Z tego powodu nie ma między nami "chemii". Kiedyś jeden z lekarzy przysłuchwał się mojej rozmowie telefonicznej z pacjentem. Zakończyłam ją słowami: "Potwierdzam termin, zapraszam". Po odłożeniu słuchawki powiedział do mnie: "Pani ich tu zaprasza? Poważnie?". Zostawię to już bez dalszego komentarza...
Nie wiem, jak długo będę pracować w tej przychodni. Przy pierwszej okazji ucieknę stamtąd. Mam wrażenie, że wszyscy odetchną z ulgą, gdy mnie, czarnej owcy, nie będzie.

 

11 grudnia 2020   Dodaj komentarz

82. **

To był bardzo intensywny tydzień. W miniony piątek zadzwonił do mnie manadżer z pewnej przychodni, do której wysyłałam CV. Wypytał się mnie, jak moje służbowe sprawy w obecnym zakładzie pracy, na jakim jestem etapie i czy byłabym w stanie z początkiem grudnia podjąć pracę w ich firmie. Zaskoczył mnie bardzo tym telefonem, ale jednocześnie uszczęśliwił. Wysłałam bardzo dużo CV do różnych firm, nie tylko medycznych. W jednej, pomimo dobrze przeprowadzonej rekrutacji mnie nie przyjęto, z pozostałych nie odpowiedziano mi w ogóle, więc ta piątkowa rozmowa i propozycja spadła mi niemalże z nieba. W tym momencie stało się oczywiste, że nie będę już przedłużać L4, muszę się postarać o skrócenie okresu wypowiedzenia i od grudnia powitam nową przychodnię.
Od poniedziałku zaczęłam realizować ten plan. Najpierw wizyta u obecnej szefowej i podpisanie porozumienia stron. Szef nie chciał ze mną rozmawiać, czego wcale nie żałuję. Potem pojechałam przywitać się z menadżerem nowej placówki i ustalić wszelkie szcegóły zatrudnienia. We wtorek załatwiłam medycynę pracy.  Przy okazji w badaniu okulistycznym wyszło, że jestem ślepa jak kura. Dostałam zgodę na pracę tylko pod warunkiem noszenia okularów. Po tym wszystkim w środę zasiadłam na rejestratorskim krześle. I już. Szybko poszło.
Pamiętam jak na początku 2020 roku wymarzyłam sobie, że muszę znaleźć nową pracę. Kiedy szłam w marcu do chirurgicznej poradni, byłam przekonana, że spełniam właśnie to marzenie. Tymczasem okazało się, że ono spełniło się dopiero teraz. Trzeba było poczekać aż do grudnia, żeby odhaczyć ten punkt z noworocznej listy. Kto by się spodziewał, że tak się ta historia potoczy...?
Jak mi sie pracuje? Dobrze. Na razie tyle mogę powiedzieć. To dla mnie nowe miejsce, nowi ludzie, inne nawyki, zasady, zwyczaje. Do wszystkiego trzeba przywyknąć. Bardzo wielu rzeczy nie wiem. Ciągle chodzę, pytam - póki co jest to męczące i dla mnie i dla innych. No, ale cóż, nie od razu Kraków zbudowano. Każdy kiedyś zaczynał i się uczył. Teraz weekend, czas na odpoczynek. Od poniedziałku znów ruszę pełną parą.

 

 

05 grudnia 2020   Dodaj komentarz

81. **

Niekwestionowaną zmorą biegacza są biegające luzem psy. A zwierzę jak to zwierzę, kieruje się instynktem. Jak coś ucieka, to trzeba to gonić - taka jest psia natura.
Już trzeci raz z jakiejś posesji wypadł na mnie ujadający i szczerzący zęby pies. I to jest zawsze ten sam pies. Problem w tym, że nie wiem, z której posesji on wyskakuje. Ja biegam wcześnie rano, gdy jest jeszcze ciemno. Ten pies pojawia się zawsze nagle, nawiasem mówiąc też jest czarny i naprawdę nie widać z której strony nadbiega. Jest tam, na "tej" ulicy taka rudera. Niby firanki w oknach wiszą, ale widać, że nikt o tą chałupę nie dba, nawet płota tam nie ma. Mam powody przypuszczać, że właśnie stamtąd jest ten pies, ale przypuszczenia to za mało. Najrozsądniej byłoby to zgłosić na policję i niech oni przemówią właścicielowi do rozumu. To byłoby najlepsze rozwiązanie. Przecież obowiązkiem właściciela jest o zwierzę zadbać, zabezpieczyć przed niekontrolowanym opuszczeniem posesji. To jest duża odpowiedzialność. Beztroska w tym zakresie może się skończyć tragicznie. Ale jak mam to zgłosić, skoro nie mam dowodów? Przecież nie będę na ludzi skarżyć, jeśli nie mam 100% pewności, że to ich zwierzę. 
No i co ja mam zrobić?
Pomyślałam, że kupię gaz pieprzowy i w razie czego potraktuję nim kundla. Mąż jednak słusznie zauważył, że jeśli wiatr zawieje w moją stronę, to raczej sobie zrobię krzywdę, a nie psu. Innym rozwiązaniem byłaby zmiana trasy. Byłaby, gdyby nie wszechobecne remonty. Drogi naokoło porozkopywane, można nogi połamać w ciemnościach. Do lasu, sama, po ciemku? Boję się. To rozwiązanie też odpada. Cóż, będę biegać z duszą na ramieniu, dopóki remonty się nie skończą. Jak już chodniki będą dostępne, wówczas wrócę na swoją biegową ścieżkę. Chyba że wcześniej dostanę zawału ze strachu przed tym psem.

 

24 listopada 2020   Dodaj komentarz

80. **

Załączyłam komputer, żeby sprawdzić pocztę, a tam mail od trenera Michała Bieńko o następującej treści:

"Zgadza się. Możesz odpuścić.
Funkcjonowanie w kraju staje się coraz cięższe, jest mniej możliwości, by wykonać trening, powstaje coraz więcej obostrzeń... możesz pozwolić sobie na to, żeby odpuścić.
To jest dużo prostsze - odpuścić wtedy, kiedy staje się naprawdę ciężko.
Jednak gdy już będziesz chciała to zrobić, to zadaj sobie pytanie: Dlaczego do cholery postanowiłam dokonać zmiany? Kogo zawiodę, jeśli odpuszczę? Dla kogo jestem inspiracją? Kto na mnie liczy?
Sprawą oczywistą jest to, że dokonujesz zmiany dla siebie, ale obserwują cię również inni. Pamiętaj o nich. Rozumiem to, że możesz czuć chwile zwątpienia. Możesz czuć się gorzej. Możesz wątpić...
Jednak nie możesz pozwolić, by te myśli decydowały o tym, czy odpuścisz.
Bo jesteś dużo silniejsza, niż myślisz.
Wierzę w Ciebie.
Trener Michał".

Wiem doskonale, że to tak naprawdę reklama. Podtekst jest jasny: nie poddawaj się - wykup moje treningi. Wiem.
Tylko, że te słowa jakoś tak splotły się niesamowicie z tym, co teraz dzieje się w moim życiu, ze wszystkimi zawirowaniami w pracy, z astmą syna, z brakiem pieniędzy, poszukiwaniem praktyk dla córki i jeszcze ten koronawirus... To wszystko powoduje, że jestem zmęczona. Niemal codziennie mam chwile zwątpienia i zastanawiam się czy nie odpuścić, nie rzucić tego w trzy diabły. Dlaczego jeszcze nie odpuściłam? Dlaczego codziennie wychodzę na trening? Biegam, nordikuję, zasuwam na bieżni. Nie ukrywam - jest mi ciężko. Czuję się przytłoczona codziennością. Tylko sport powoduje, że jeszcze nie zwariowałam, że się jakoś trzymam. Chyba właśnie ta świadomość powoduje, że się nie poddaję. W aktywności fizycznej szukam psychicznego ratunku, odpoczynku. Może faktycznie jestem silniejsza niż mi się wydaje...

 

16 listopada 2020   Dodaj komentarz

79. **

Jest mi smutno. Od miesiąca starałam się o pracę w bardzo fajnej firmie medycznej. Przeszłam przez trzy etapy rekrutacji i na mecie poległam. Dziś zadzwonił do mnie dyrektor regionu i powiedział wprost, że czynnikiem decydującym o przyjęciu innej osoby były jej niskie wymagania finansowe. Cóż... Dla mnie to policzek. Słowa dyrektora bardzo boleśnie dźwięczą mi w uszach. Już się w tym kraju nie patrzy na umiejętności człowieka, na wiedzę, doświadczenie. Teraz się patrzy tylko na to, czy kandydat chce pracować za przysłowiową miskę ryżu. Tym bardziej mi żal, że ja wcale nie ceniłam się jakoś szczególnie wysoko. 3000 zł to nie jest wygórowana płaca. Na rozmowie kwalifikacyjnej powiedziałam wyraźnie, że wysokość zarobku nie jest moim priorytetem. Mi zależało na firmie, nawet jeśli zarobki byłyby niższe. A jednak nie wybrano mojej osoby. Po co w ogóle była cała ta skomplikowana rekrutacja? Wystarczyło zpytać ludzi, kto chce pracować za najniższą krajową i finał. I tak bym się zgłosiła, bo bardzo mi zależało, żeby się tam dostać. A tu klops... :(
Jestem rozgoryczona, ale cóż... wyszło jak wyszło. Może to przeznaczenie? Może tak miało być? Może z perspektywy czasu okaże się, że ta dzisiejsza porażka to tak naprawdę szczęśliwe zrządzenie losu? Może...

 

12 listopada 2020   Dodaj komentarz

78. **

Ludziska! Litości! Afera maseczkowa wśród biegaczy! No coś takiego!
Na facebooku, na jednej z grup biegowych facet zamieścił zdjęcie ze swojego treningu w maseczce. No i się zaczęło szczucie :(
"Po co to robisz?", "Po co tak się męczyć?", "Czy ty jesteś normalny?", "To jest śmieszne!"...
Kobieta wrzuciła zdjęcie z biegu w przyłbicy i też została nazwana nienormalną. "To głupota" - napisała jakaś dziewczyna.
O co wam wszystkim chodzi?
Wiem, że nie trzeba biegać z zakrytą twarzą. Jednak jeśli ktoś chce, to dlaczego nie może??? Jest koronawirus, ludzie się boją, trzeba to zrozumieć. Wprawdzie ja nie biegam w maseczce, mam buff założony i gdy widzę ludzi na drodze, naciągam go na nos. Ale nie wszyscy chcą się tak "gimnastykować", wolą założyć maskę na początku i zdjąć na końcu. Proste. Mają do tego prawo. Ja tych wszystkich krytykantów pytam o jedno: Dlaczego rok temu wszyscy się zakrywali z powodu smogu? Jak smog to maska jest ok, a jak covid to maska jest be? To wy się zdecydujcie, bo głupoty gadacie! W zeszłym roku smog was truł, a teraz go wdychacie, żeby zrobić na złość koronawirusowi?! Kompletnie nieracjonalne. To, z jakiego powodu się zasłaniasz człowieku jest bez znaczenia. Ważne, że to robisz. Zrozum to.
Każdy żyje jak chce. Każdy robi co chce. Każdy ma jedno życie i sam o nie dba. Innym nic do tego! Skupcie się na wynikach, osiągnięciach, a nie na stroju! Finito!

 

05 listopada 2020   Dodaj komentarz

77. **

Dumna jestem z mojego męża! Stanął dzisiaj w progu, ubrany do wyjścia i patetycznym tonem powiedział: "Kobiety to przyszłość narodu!", po czym poszedł na strajk kobiet. Wow!
Ja jestem na L4, z domu nie wychodzę, więc moje Kochanie mnie reprezentuje na strajku.

Wyrok Trybunału Konstytucyjnego sprzed tygodnia w sprawie aborcji to jest WYROK NA KOBIETY. Przez ostatnich kilka lat funkcjonował w Polsce kompromis pozwalający kobiecie zadecydować o usunięciu ciąży w przypadku ciężkich wad genetycznych płodu. Jednak w ubiegły czwartek Julia Przyłębska z TK orzekła, iż takie działanie jest niezgodne z konstytucją. Od teraz nie będzie można dokonywać aborcji z powodu uszkodzenia płodu. Skandal! Dla mnie to skandal! Czy ci konstytucyjni obrońcy życia są pewni, że takim wyrokiem chronią to życie? Tu nie chodzi o zespół Downa, z tym można żyć. Tu chodzi o dzieci, które urodzą się bez czaszki, z wodogłowiem, z wypłyniętymi gałkami ocznymi, z rozszczepem kręgosłupa. Te dzieci umrą albo jeszcze w łonie matki, albo tuż po porodzie. Ale w jednym i drugim przypadku kobieta będzie zmuszona to dziecko urodzić! A dziecko bez bólu i cierpienia przecież nie umrze. Na co skazuje się te dzieci i ich matki??? Chroni się te dzieci? Serio? Przed czym? Przed mniejszym bólem skazując na większy? To jest miłosierdzie?! Ja wobec psa mam więcej miłosierdzia. Jeśli ktoś podjął decyzję, że chce takie chore dziecko urodzić, to pięknie. Podziwiam. Ale dlaczego ktoś inny nie może zadecydować inaczej? Rząd chce z polskich kobiet na siłę święte zrobić?! To się nie uda! Nie pozwolimy, aby nas zmuszano do heroizmu! Nie jesteśmy inkubatorami! Obawiam się, że skutki decyzji Trybunału będą opłakane. Rozwinie się podziemie aborcyjne, a oddziały szpitalne zapełnią się kobietami nie ciężarnymi, ale leczącymi powikłania poaborcyjne. Wzrośnie odsetek kobiet cierpiących na depresję, bo mało która kobieta jest w stanie psychicznie unieść ciężar rodzenia umierającego lub wręcz martwego dziecka. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22.10.2020 to WYROK NA KOBIETY!
Niestety ja w tym wszystkim dopatruję się politycznych rozkazów Jarosława Kaczyńskiego. Gdyby naprawdę zależało mu na ochronie życia poczętego, to ustawę antyaborcyjną skierowałby pod obrady Sejmu. Stamtąd poszłaby do Senatu i ostatecznie trfiłaby do Prezydenta. Odbyłby się pełny, normalny proces legislacyjny. Tak się jednak nie stało. Dlaczego? Dlaczego Kaczyński kazał ominąć te trzy instytucje i wrzucić ustawę od razu pod obrady Trybunału, który w ciągu jednego dnia wydał wyrok zgodny z zamysłem dyktatora? Pytam po raz kolejny: DLACZEGO? I sama sobie odpowiem, bo mam własną teorię i to wielce prawdopodobną, jak stwierdził mój mąż.
Pandemia koronawirusa przybiera na sile. Rząd nie radzi sobie z nią na żadnym polu. Nie ma jednej dziedziny, która byłaby poprowadzona dobrze. Aby uniknąć odpowiedzialności za ten stan rzeczy, należy ową odpowiedzialność przerzucić na kogoś innego. Co najprościej zrobić? Wkurzyć naród. Kaczyński wiedział doskonale, że ustawa antyaborcyjna to czuły punkt i tknięcie jej wyprowadzi na ulice tysiące kobiet. Miał rację. Protesty od zeszłego tygodnia nie ustają. Dzień w dzień kobiety razem z mężczyznami maszerują ulicami miast, skandując hasła przeciw obecnej władzy. Nikt nie patrzy na epidemię. O to właśnie chodziło Kaczyńskiemu. Teraz będzie mógł na kobiety przerzucić odpowiedzialność za niekontrolowany wzrost zakażeń. Tylko nie przewidział, że te protesty z taką siłą uderzą właśnie w niego. To już nie są protesty przeciw ustawie antyaborcyjnej ale przeciw władzy. Naród domaga się dymisji rządu. To już nie przelewki. Na jednym z transparentów widniał napis: "Annuszka wylała olej".
Tak. Stało się. Teraz już nie spoczniemy.

 

28 października 2020   Dodaj komentarz

76. **

"Co to za głupka udostępniłaś na facebooku?" - zapytał się mój mąż. Oburzyłam się, bo to nie jest żaden głupek. Wręcz przeciwnie. QCZAJ to inteligentny, fantastyczny człowiek. Jest dla mnie wzorem nie tyle tego, jak należy dbać o swoje ciało, ale przede wszystkim tego, jak walczyć o swoje przekonania, o własną godność, o przyszłość. Nigdy nie było i nadal nie jest mu łatwo. Spotkało go wiele przykrości z powodu orientacji seksualnej. Nie załamał się. Jako jedna z nielicznych sławnych osób w Polsce otwarcie przyznaje, że jest homoseksualistą. Bardzo wiele osób go za to potępia. Mimo to, zwolenników ma zdecydowanie więcej niż przeciwników. I całe szczęście, bo ten człowiek zasługuje na to, by otoczało go baaardzo szerokie grono pozytywnie nastawionych do życia fanów.
Zaangażował się w kampanię antynowotworową. Wziął udział w rozbieranej sesji fotograficznej do kalendarza, z którego dochód ze sprzedaży będzie przeznaczony na walkę z rakiem piersi. Skoro ma wysportowaną sylwetkę, pięknie wyrzeźbioną, to nic dziwnego, że pozuje nago. Siedzi na wielkiej bombce usiłując nawlec sznur na ogromne ucho igielne. Zdjęcie samo w sobie również jest piękne, artystyczne, widać kunszt fotografa. Jednak Polacy malkontenci zawsze znajdą dziurę w całym i tym razem też się oczywiście doczepili. Nie mogą pojąć tego, że QCZAJ, gej, zachęca kobiety do badania piersi. Naprawdę to jest takie dziwne? Śmieszy mnie to ludzkie zdumienie i wręcz oburzenie. Nie wolno mu? Bo co? Bo homoseksualistą jest? Co za bzdura! To tak, jakby lesbijkom zabronić kampanii na rzecz profilaktyki raka prostaty. Wszysycy jesteśmy ludźmi. Żyjemy w jednym społeczeństwie i powinniśmy się troszczyć o siebie nawzajem. Każdy z nas ma matkę i ojca. Mamy siostry i braci. Własne upodobania seksualne nie mają tu nic do rzeczy.
Kolejna sprawa. Wielu QCZAJOWI zarzuca, że do zdjęcia rozebrał się do naga. Po pierwsze - przyrodzenie miał zakryte przez bombkę. Po drugie - kto jak kto, ale akurat on nie ma się czego wstydzić. Facet dba o siebie promując tym samym zdrowy styl życia. Powinien się rozbierać i udowadniać innym jak wiele można osiągnąć poprzez sport i właściwą dietę. Ludzie - patrzcie i bierzcie przykład!
Osobiście zachwycona jestem tą kampanią. Popieram cały pomysł z kalendarzem, jego formę, udział QCZAJA i innych osób. To wspaniałe, że są na tym świecie jeszcze ludzie, którzy mimo przeciwności, mimo ogromnej krytyki, nie poddają się i patrzą dalej niż na czubek własnego nosa, którzy widzą cel, idee i wartości.
QCZAJ - jesteś debeściak! Uwielbiam cię! Uwielbiam za to, jaki jesteś i za to, co robisz!

 

21 października 2020   Dodaj komentarz

75. **

Dziś wpis szczególny, bo i dzień jest szczególny. 13 października ubiegłego roku rozpoczęłam swoją przygodę z bieganiem. Pamiętam doskonale ten dzień, ba! ten moment, kiedy podjęłam decyzję o bieganiu. Pomyślałam: "Teraz albo nigdy" i zerwałam się z fotela jak poparzona. Oj, zapłaciłam za tą pohopność i to boleśnie.
Co się zmieniło od tamtej pory?

1. Nie wybiegam z domu jak po ogień. Zawsze pamiętam o rozgrzewce. To jest podstawa przed dłuższym wysiłkiem. Inaczej kontuzja murowana.
2. Zadecydowałam o bieganiu wczesnym rankiem. Celowo piszę zadecydowałam, bo to w pełni świadome postanowienie. Po pierwsze - rano mogę się skupić tylko na sobie, bo rodzinka jeszcze śpi. Po drugie - rano jest o wiele lepsze powietrze, czyste i rześkie. Nawet w upalne, letnie dni poranki bardzo są przyjemne. Po trzecie - nie ma tłoku ani na chodnikach, ani na ulicach. Mogę bez przeszkód biec przed siebie i nie muszę się przepychać w tłumie ludzi czy samochodów. Dlatego codziennie nastawiam budzik na 4:00 rano i w drogę!
3. Zaopatrzyłam się w biegowy strój. Przede wszystkim zmieniłam buty na biegowe i doradzam to wszystkim początkującym amatorom tego sportu. Buty to podstawa. Muszą być profesjonalne, przeznaczone do biegania. Nie mogą to być buty do terkkingu, nie mogą to być buty do sportów halowych, nie mogą to być buty do wszystkiego, w których "biegać też można". Nie! Muszą to być buty tylko i wyłącznie do joggingu, z uwzględniem pronacji, supinacji lub ewentualnie neutralności stopy. Zadbałam też o sportowy stanik. To w przypadku kobiet niezbędny element garderoby. Mam tu na myśli zarówno wygodę, estetykę, jak i zdrowie. To nieprawda, że tylko kobiety z dużym biustem mają problem. My, z dwoma "piegami" też cierpimy jeśli nie założymy odpowiedniej bielizny. Poza tym zakupiłam kilka bluzek, legginsów, skarpetek, czapeczek, kominów, rękawiczek, itp... Z tym, że to są już rzeczy niekoniecznie niezbędne, aczkolwiek bardzo przydatne.
Poza tym cóż mogę powiedzieć... KOCHAM TO!!! Uwielbiam biegać. To nieodłączna część mojej codzienności. To jest mój narkotyk. Nie wyobrażam sobie rozpoczynania dnia bez aktywności sportowej. Nawet mąż się śmieje mówiąc, że jestem uzależniona. Taka jest prawda. Powiedzieć o decyzji sprzed roku, że to był strzał w dziesiątkę, to jak nic nie powiedzieć. Jeszcze raz powtórzę: KOCHAM TO!!!

 

13 października 2020   Dodaj komentarz

74. **

Gdy zaczynałam biegać, moje tempo było fatalne. Tak wtedy mi się wydawało. Patrzyłam na zarejestrowany trening w telefonie i myślałam: "O ludzie! 9:30 min/km. Żółw to mało powiedziane!". Ale nie poddawałam się, biegałam tak, jak umiałam najlepiej, uważając, aby wszystko szło ku mojemu zdrowiu a nie chorobie. No i z czasem dostrzegłam, że systematyczność i konsekwencja dają efekty. Osiągnęłam całkiem fajne tempo 5:40 min/km. A potem aplikacja endomondo się popsuła i zaczęłam rejestrować swoje treningi w samsungu. Wszystko było fajnie z wyjątkiem tempa. Samsung oczywiście rejestruje tempo, ale przy próbie udostępnienia treningu pomija tą wartość i zapisuje tylko kilometraż i czas. Na początku mnie to denerwowało, ale z czasem doszłam do wniosku, że tak naprawdę tempo nie jest mi do niczego potrzebne. Przecież ja nie startuję w żadnych igrzyskach, nie jestem zawodowcem, nie muszę nikogo wyprzedzać i się bić o pierwsze miejsce. Biegam rekreacyjnie, dla poprawy sprawności fizycznej, wydolności płuc i serca. Ot, i cała mądrość aplikacji. Po co mi tempo? Do niczego. Co mi daje to, że biegnę szybko? Nic.
Właśnie w tym momencie trafiłam na świetny artykuł Biegologii, który zamieszczam poniżej. Utwierdził mnie on w przekonaniu, że mój tor myślenia jest słuszny. Z chwilą, kiedy przestałam się spinać nad tempem, zaczęłam biegać dłuższe dystanse. 15 km nie stanowi dla mnie problemu. Gdy uparcie trzymałam się tempa i chciałam, by było jak najszybsze, mogłam biegać najwyżej piątki. Teraz czuję w sobie o wiele większą moc i kto wie, czy nie pokuszę się o półmaraton. Jestem taka dumna ze swoich dystansów. Biegam jak chcę, mam nowe, dłuższe trasy i o wiele, wiele więcej satysfakcji.

 

https://biegologia.pl/najwiekszy-blad-amatorow-biegania

 

09 października 2020   Dodaj komentarz

73. **

Wraz z początkiem października ruszyło wyzwanie Fundacji Kobiety Niezależnej. Jego pomysłodawczynią i patronką jest Kamila Rowińska, coach biznesowy. Postanowiłam wziąć w tym udział, bo muszę podnieść swoją samoocenę po ostatnich wydarzeniach w pracy, dowartościować się, przypomnieć sobie jaką jestem ambitną i kompetentną kobietą. Myślę, że nie będę mieć problemu z zaliczaniem kolejnych etapów wyzwania. Biegam przecież od zeszłego roku, więc to sama przyjemność dla mnie. Liczę jednak na to, że wyzwanie pomoże mi wrócić do czytania książek. Zastanawiam się, co to się porobiło w moim życiu, że porzuciłam ten cudowny nawyk. Odkąd, jako mała dziewczynka, nauczyłam się czytać, pochłaniałam książki jak prawdziwy mol. Uwielbiałam to. Dziś ze smutkiem stwierdziłam, że przez ostatnich kilka lat (trzy, cztery, a amoże nawet pięć) nie przeczytałam nic. Tragedia i wstyd. Koniecznie trzeba to zmienić. Zaczęłam od "Kobiety niezależnej" autorstwa właśnie Kamili Rowińskiej. I jest pięknie. Nie dość, że samo czytanie wprowadza mnie w fantastyczny nastrój, to jeszcze treść tej książki jest bardzo inspirująca. Przede mną 365 dni nie tylko świetnej zabawy, ale także samokształcenia, pogłębiania samoświadomości co do własnych możliwości i pragnień. Kupiłam specjalny zeszyt, w którym zapisuję postępy. "Jestem z siebie dumna! Jestem niezwykle wytrwałą i konsekwentną osobą!" - trochę mnie to jeszcze śmieszy, ale skoro Kamila tak każe, to widocznie jest w tym ukryty głębszy sens. Ona wie, co mówi. Kropka.
Ciekawe tylko, czy i jak wpłynie to na moje życie. Myślę, że po roku wyzwania, będę mogła to ocenić.

 

02 października 2020   Dodaj komentarz

72. **

Stało się. Złożyłam w pracy wypowiedzenie. Już mi tak szef dopiekł, że nie wytrzymałam, nerwy mi puściły, napisałam, wydrukowałam, zaniosłam i finał. To już jest koniec. Jedyna osoba, która okazała choć trochę smutku z powodu mojej decyzji to pani dyrektor, ale i tak mam wrażenie, że nie do końa była szczera w swoim żalu. Od pewnego czasu miałam wrażenie, że celem szefa i kierownictwa jest pozbycie się mnie z firmy. Myślę, że to wynik pewnego zdarzenia, które miało miejsce, gdy jeszcze byłam delegowanym pracownikiem w poradni chirurgicznej. Na jednym z zebrań zarządu przed cesją, doktor (właściciel poradni) powiedział, że "Kasi się bardzo u nas podoba i chętnie by tam została". Po kilku dniach pani dyrektor opowiedziała mi o tym i zapytała, czy ze strony doktora faktycznie miałam jakieś propozycje pracy. Odpowiedziałam jej wtedy, że propozycje były, ale postanowiłam, że nie odejdę z firmy i doktor o tym wie. Na to ona rzuciła tylko krótkie hasło: "Szef i tak stracił do ciebie zaufanie". Teraz myślę, że to był moment, w którym ten okropny człowiek podjął decyzję, że trzeba mnie usunąć. Ponieważ przez ostatnich kilka lat doskonale poznał mój charakter, wiedział, że wystarczy mnie odpowiednio mocno i długo dociskać, a sama odejdę. Zwolnić dyscyplinarnie mnie nie mógł, bo musiałby mi udowodnić działanie na szkodę firmy, a takie rzeczy nie miały miejsca. Cierpliwie i z premedytacją gnębił mnie coraz bardziej i bardziej, aż dzisiaj pękłam. Koleżanki z pracy mi mówiły, że nie mam odchodzić, że nie powinnam mu dawać tej satysfakcji, ale ja już podjęłam decyzję. Mam dość! Przede mną jeszcze 20 lat pracy. Przez ten cały czas, dzień w dzień mam pozwalać, żeby mi ubliżał, żeby mnie poniżał, ochrzaniał na oczach współpracowników? To jest mobbing. Chcę się od tego w końcu uwolnić. Najważniejsze, że mam wsparcie męża i rodziców. Najbliższe, najukochańsze w życiu osoby kibicują mi w tym, co zrobiłam. Mama mi wprost powiedziała: "Bardzo dobrze. Uciekaj stamtąd." I niech to będzie puenta całego dzisiejszego dnia.

 

25 września 2020   Dodaj komentarz

71. **

Już jakiś czas temu (nie pamiętam nawet dokładnie kiedy, bo tak dawno to było) zapisałam się do wirtualnego wyzwania "Zdobywca". W ramach niego trzeba było pokonać trzy trasy: Szlak Orlich Gniazd, Pielgrzyma i Gierkówkę. W regulaminie stało wyraźnie, że medale będą wysyłane zawsze po zaliczeniu każdego z wyzwań. Szlak Orlich Gniazd już dawno pokonałam i od tamtej pory czekałam na medal, tym bardziej, że dostałam maila z potwierdzeniem ukończenia zadania. Jestem teraz w trakcie Pielgrzyma, zostało mi 70 km do końca i zaraz potem miałam się brać za Gierkówkę. Tymczasem dostałam tydzień temu dziwnego smsa: "Prosimy o uzupełnienie adresu w systemie, bo chcemy wysłać medal za Gierkówkę". Że co??? Odpisałam autorowi tej wiadomości, że na inny medal czekam, a Gierkówkę dopiero będę w przyszłym miesiącu realizować. Odpowiedź brzmiała lakonicznie: "Sprawdzimy", po czym nastała cisza.
Dzisiaj mąż przyniósł mi ze skrzynki wszystkie trzy medale! Zonk! Zajrzałam na facebook, a tam na grupie inni biegacze chwalą się kompletem medali, jak to fajnie, że dostali wszystkie trzy na raz... W ogóle nie jest fajnie! Odebrano mi całą frajdę z wysiłku, który dzień w dzień wkładałam w zdobywanie kolejnych kilometrów. Zrobiłam sobie tabelki, które na bieżąco uzupełniam. Ciągle dodaję, liczę, sprawdzam te kilometry. I po co, skoro nagroda już leży w domu? Ja zacięta jestem i powiedziałam sobie, że zrealizuję te wyzwania zgodnie z planem. Do finału "Pielgrzyma" już niewiele mi zostało i po nim natychmiast zaczynam "Gierkówkę" tak, aby do końca roku zdążyć ze wszystkim. Takie były założenia i tak to będzie! Zrobię to jednak już tylko po to, by sobie udowodnić, że jestem nieugięta i konsekwentna. Medale schowałam do szafy. Nie cieszą mnie już tak bardzo.
Cała ta sytuacja jest dla mnie wynikiem bałaganu organizatora. Może nauczą się tam czegoś dzięki temu. Albo i nie, jak zobaczą taką radość na facebooku.....

 

17 września 2020   Dodaj komentarz

70. **

Wkręcam się w nordic walking coraz bardziej. Nie mogę biegać codziennie niestety. Ubolewam nad tym bardzo, bo kocham to, uwielbiam, żyję tym. No ale cóż - ma to służyć zdrowiu, a nie chorobie, więc trzeba słuchać swojego organizmu. A ten mi podpowiada, że są też inne sporty oprócz biegania, więc chodzę. Na początku po prostu maszerowałam. Chociaż miałam kupione kije do nordic walking, to najzwyczajniej w świecie nie umiałam z nimi chodzić. One mi wręcz przeszkadzały zamiast pomagać. Zostawiłam je w kącie. Jednak nie dawało mi to spokoju, bo skoro inni ludzie potrafią, to dlaczego ja nie? Ja też chcę! Przełomowy okazał się ostatni bieg "Oko w oko z rakiem" w Chorzowie. Kijkarze startowali 10 minut po nas. Gdy ja ukończyłam już swój bieg, oni właśnie zbliżali się do mety. Zasuwali jak rakiety. Miałam okazję przypatrzeć się, jak to robią. Technika, technika i jeszcze raz technika! Oczywiste. Nie da się wziąć kije i tak prostu sobie z nimi iść, jak mi się wydawało. Trzeba wiedzieć jak! Teraz już wiem. Wiem jak je trzymać i jak stawiać. Przyjrzałam się nieco nordicowcom i choć z pewnością nie chodzę jeszcze idealnie, to zaczęło mi to sprawiać przyjemność. Ba! No i super! Mąż oczywiście kręci z niedowierzaniem głową, twierdzi, że już całkiem zwariowałam. Dla niego bieganie już jest wystarczającym bzikiem, a co dopiero chodzenie z kijami! Ja na te jego docinki odpowiadam: "Nie śmiej się, jeszcze kiedyś będziesz chodził ze mną". Zarzeka się na wszystkie świętości, że nigdy mu takie "głupoty" do głowy nie przyjdą. Ale ja poczekam na niego, aż zmądrzeje...

 

16 września 2020   Dodaj komentarz

69. **

Dzień pełen wrażeń!

Odbyłam swój pierwszy w życiu bieg w grupie. Był to bieg przeniesiony z kwietnia, kiedy to koronawirus pokrzyżował wszystim sportowe plany. Charytatywnie spotkaliśmy się dzisiaj wszyscy o 12:00 w chorzowskim skansenie na 5 kilometrowej trasie. Przed nami ludziska biegli na 10 km, a za nami już czekali na start biegacze na 5 km z psami, za nimi kijkarze, a na końcu dzieciaki na 300 m. Impreza naprawdę była zorganizowana z rozmachem, pełna profeska. Całość prowadził Jacek Kawalec (nawet udało mi się zdobyć zdjęcie), a oprawę muzyczną zafundowały nam "Pączki w Tłuszczu" czyli Tomasz Karolak i Bartosz Miecznikowski. Bawiłam się rewelacyjnie! Szczególnie dumna jestem ze zdobytego medalu i osiągniętego 30 miejsca. Przebiegnięcie tego dystansu zajęło mi 28 minut i 33 sekundy. Uważam, że jak na swój pierwszy start w życiu i to wśród 125 biegaczy, to osiągnęłam bardzo dobry wynik. Do 3 kilometra biegłam ramię w ramię z pewną dziewczyną o imieniu Krysia. Dopingowałyśmy się wzajemnie. Szłyśmy łeb w łeb - ten sam krok, ten sam rytm, oddech, ruchy ramion... A potem nastała długa prosta w pełnym słońcu i nie wytrzymałam tego żaru lejącego się z nieba. Krysia mnie wyprzedziła i tyle ją widziałam. Z tablicy wyników wyczytałam potem, że zajęła 9 miejsce. Brawo! Ale ja ze swojego miejsca też jestem dumna. Pokonałam 95 innych osób. To nie jest byle co jak na żółtodzioba. Patrzę sobie teraz na medal. Pięknie połyskuje złoto-różowymi kolorami. Będzie mi już na zawsze przypominał o chwilach, które dziś spędziłam w Chorzowie. Niesamowicie się cieszę, że wzięłam udział w tym biegu. W końcu to był bieg charytatywny, więc tak naprawdę WSZYSCY ZWYCIĘŻYLIŚMY, BO TAM BYLIŚMY!

 

12 września 2020   Dodaj komentarz

68. **

Ależ cudny dzień dzisiaj! Słoneczko świeci przepięknie od rana. Małe obłoczki po niebie sobie suną tu i tam. Wiaterek leciutki i cieplutki owiewa wszystko delikatnie. Pomyślałam, że dawno nie biegałam po lesie, a skoro dziś jest tak pięknie na dworze, to żal byłoby nie wykorzystać okazji. Ubrałam się i wypadłam na moją nieuczęszczaną od dłuższego czsu dróżkę.
Jak tam było bosko! Wprost nie do opisania! Zachwycił mnie zapach lasu, prawdziwie jesienny zapach. Przyroda już powoli zapomina o lecie i przygotowuje się do letargu. Nie wiem skąd ta woń, niezwykła, intensywna, tajemnicza. Czy to drzewa wydzielają specyficzne soki, czy to może ściółka tak pachnie? A może to zasługa leśnych owoców, szyszek i liści? W każdym razie było to wręcz oszałamiające. Endorfiny podskoczyły we mnie chyba na 300% normy, bo wpadłam w ogromną euforię, energia rozsadzała mnie od środka. Nigdy czegoś podobnego nie doświadczyłam. Do tej pory jestem tym oczarowana.

 

04 września 2020   Dodaj komentarz

67. **

Ostatni raz badałam swoją tarczycę jakieś półtora roku temu. Byłam wtedy u radiologa na usg, które nie wykazało żadnych nieprawidłowości. Tym razem na kontrolę zapisałam się do endokrynologa, bo zależało mi na konsultacji. Chciałam porozmawiać o swoim zdrowiu pod kątem chorób mojej mamy, czy jest prawdopodobieństwo odziedziczenia nowotworu, zwłaszcza że od dłuższego czasu nie czuję się najlepiej. Pan doktor przeprowadził ze mną naprawdę solidny wywiad oraz wykonał usg. Wiadomości dla mnie były dwie: dobra i zła. Dobra jest taka, że nowotwór mi nie grozi. Zła wiadomość jest taka, że mam zanikowe zapalenie tarczycy, z którym będę się borykać już do końca życia. Jest to tzw. choroba Orda, taka odmiana Hashimoto. Moja tarczyca już w tej chwili jest bardzo mała i stale się zmniejsza, co powoduje, że coraz mniej jest w niej miąższu a coraz więcej blizn. W wyniku tego produkuje coraz mniej hormonów niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania organizmu i stąd moje kiepskie samopoczucie. Dlatego jestem wiecznie zmęczona, rozdrażniona, płaczliwa. Jest to choroba autoimmunologiczna, więc nie da się zapobiec przyczynom, można jednak zminimalizować skutki. Jeszcze nie dostałam leków. Muszę najpierw zrobić badania laboratoryjne i przyjść na kontrolę. Leki i tak dostanę, ale pan doktor musi spojrzeć na wyniki poziomów moich hormonów i przeciwciał, żeby mógł zadecydować o dawce. Szczęście w tym nieszczęściu jest takie, że raczysko do mojej tarczycy się nie przyplącze, ponieważ inna poważna choroba już ją zaatakowała, a na pewno łatwiej walczyć z zapaleniem niż z nowotworem. No i zapalenie nie jest śmiertelne.
No cóż, wkraczam właśnie w ten okres swojego życia, kiedy każdy dzień rozpoczyna się od wyjęcia z szafki pudełka z lekami...

 

25 sierpnia 2020   Dodaj komentarz

66. **

Znowu biodro! Co to się ze mną dzieje? Jestem totalnie wkurzona! Tyle czasu biegałam bez problemów, aż tu raptem półtora tygodnia temu prawe biodro mi siadło, a wczoraj lewe. Dlaczego?! Klnę siarczyście w myślach.

Pobiegłam wczoraj raniutko, jak zwykle. Zrobiłam standardowo rozgrzewkę, włączyłam muzę i wyskoczyłam w mrok. Byłam w połowie trasy, gdy poczułam w biodrze tak silny ból, że aż jęknęłam. Normalnie, jakby mi ktoś wbił gwóźdź. Odpoczęłam chwilę i resztę trasy pokonałam już pieszo. Dziś czuję się dużo, dużo lepiej, choć całkiem dobrze jeszcze nie jest. Jednak cały czas zastanawiam się dlaczego to się dzieje? Najpierw zrzuciłam wszystko na rozgrzewkę - może była za krótka, może za słaba? Ostatecznie doszłam do wniosku, że wcale nie była gorsza od poprzednich. Co więc mogło się stać? Mam swoją teorię. Nie wiem czy jest słuszna, ale wydaje mi się najbardziej prawdopodobna. Buty. No cóż, przebiegłam w nich już około 850 km. To jest dużo. Myślę, że po takim kilometrażu amortyzacja siadła kompletnie i nogi nie mają żadnej asekuracji. Rąbią o beton z całym impetem, a to niestety prowadzi nieuchronnie do kontuzji. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonana o słuszności moich podejrzeń. Święty czas rozejrzeć się za nowymi butami. Zanim je kupię, zmniejszę intensywność treningów. Będę bieganie przeplatać chodzeniem. Dzisiaj też swoją trasę pokonałam szybkim, intensywnym marszem. Nie jest to aż tak obciążające, a mimo wszystko daje wspaniałe odczucie naładowania pozytywną energią. I tak na razie będzie wyglądało kilka moich najbliższych tygodni.

 

21 sierpnia 2020   Dodaj komentarz

65. **

Biegacze to rewelacyjna grupa ludzi! Wszyscy są tak serdeczni i przyjaźnie nastawieni do innych, że aż wzruszenie mnie łapie, gdy o tym myślę i piszę. My - biegacze mamy też wspaniały zwyczaj pozdrawiania się na drodze. Czy się znamy czy nie znamy, zawsze, absolutnie zawsze na widok biegacza sunącego z naprzeciwka ręka po prostu sama unosi się do góry w geście pozdrowienia. To jest coś niesamowitego!

Szkoda, że rowerzyści tego nie rozumieją. Dziś już trzeci raz, odkąd biegam, sróbowałam pozdrowić rowerzystę. Ale na mnie spojrzał! Jak na wariatkę. Niby podniósł dłoń w moją stronę, ale ta mina... Zbrodnię popełniłam? Wygłupiłam się? Nie wiem dlaczego rowerzyści tak dziwnie reagują...

Uważam, że to bardzo fajne jak sportowiec sportowca pozdrawia. Mylę się...???

 

13 sierpnia 2020   Dodaj komentarz

64. **

Kto to wymyśla?! Kto tak dzieli naród?! Nie wierzę, że minister Szumowski jest aż takim durniem, by samemu wpaść na tak "genialny" pomysł. Na pewno ktoś nim steruje, bo po prostu nie wierzę w jego głupotę. Nie wierzę w to, co się dzieje. 
Od dzisiaj w związku z koronawirusem mamy trzy strefy w Polsce: czerowną, żółtą i zieloną. Na ileś setek powiatów w Polsce, 9 należy do strefy czerwonej, w tym właśnie mój. Do żółtej należy 10 powiatów. Poza tym cała Polska jest zielona. Cała Polska!
To jest jak zły sen. Jak to możliwe, że w moim powiecie jest taka duża zachorowalność a w powiatach turystycznych nie ma wcale? Nad morzem, na plażach ludzie się gniotą jak sardynki w puszce, w górach, na szlakach jeden za drugim ciśnie do przodu. Nikt nigdzie nie nosi maseczki, nie ma wymogów co do odstępów między ludźmi i wszyscy są zdrowi. U nas jest rygor jak cholera i tyle zakażeń, że nas postanowili odizolować od reszty kraju?! Jakby ktoś w tym rządzie miał trochę oleju w gowie, to wiedziałby, że nigdzie nie przerowadza się testów w tak dużym stopniu jak u nas. My jesteśmy po prostu lepiej przebadani i zdiagnozowani. Gdyby Warszawa się tak dokładnie przebadała jak my, to my bylibyśmy zieloni a oni czerwoni. Chorują wszyscy, cały kraj, tylko nigdzie nie testuje się ludzi na tak ogromną skalę jak u nas.
Albo faktycznie w tym rządzie sami durnie siedzą, albo to jest celowa manipulacja, żeby wykończyć przemysł na Śląsku. Komuś się nie podoba, że Śląsk się nienajgorzej trzyma gospodarczo i chce nas zniszczyć.
Czyżby to też była sprawka małego człowieka?
W każdym razie znowu mnie czeka przyjemność biegania w maseczce...

 

08 sierpnia 2020   Dodaj komentarz

63. **

Musiałam zrobić kilka dni przerwy, bo coś mi się stało w biodro. Okulałam. W poniedziałek rano biegałam jak zwykle i nic się nie działo niepokojącego. Byłam w pracy, potem na szybkich zakupach i wszystko było dobrze. Wieczorem chciałam wstać z fotela i nagle jak mnie coś zakuło w prawym biodrze, to aż mi się w głowie zakręciło. Z bólu nie mogłam zasnąć, nawet tabletka średnio pomogła. Następnego dnia utykałam na tą prawą nogę, ból nie przechodził w ogóle. Za to w środę było już lepiej. Wczoraj praktycznie już się czułam całkiem dobrze, jednak postanowiłam jeszcze jeden dzień zaczekać z treningiem. Za to dziś już nie wytrzymałam. Pobiegłam jakby mnie wiatr gonił. No i co? Życiówka tempa - 5:44 min / km! Matko kochana! Tak się cieszę! Zawsze po takich kilkudniowych przerwach jakieś rekordy osobiste udaje mi się pobić. Jutro znowu przerwa i od poniedziałku wracam do regularnych biegów.

 

01 sierpnia 2020   Dodaj komentarz

62. **

Bardzo się cieszyłam z powrotu do pracy po urlopie! Stęskniłam się jednak w za tą moją tomografią. Zaangażowałam się emocjonalnie... i to był błąd. Zarówno szef jak i szefowa bardzo szybko mi przypomnieli, że czas urlopu się skończył. Najpierw dostałam ochrzan za to, że poprosiłam sprzątaczkę o umycie krzeseł. "Co ty rąk nie masz? Bierz szmatę, cif i sama sobie umyj! Absolutnie proszę mi nie angażować sprzątaczki do sprzątania tu czegokolwiek!". No więc zakasałam rękawy i zaczęłam myć te trzydzieści krzeseł. Za jakiś czas wtrącił się szef: "Gdzie są procedury? Gdzie masz regulamin placówki? Nie wpadłaś na to, że jak się otwiera palcówkę, to od pierwszgo dnia musi być regulamin? Ty myślisz w ogóle?". Zaczęłam się tłumaczyć, że dopiero co z urlopu wróciłam, że nie ogarnęłam jeszcze wszystkich spraw... A on do mnie: "Jeśli w domu rządzisz tak samo jak tutaj, to współczuję tym, którzy muszą z tobą żyć. Albo się ogarniesz, albo się pożegnamy.". Ooooj, to mnie zabolało. I to bardzo. Nie dość, że mnie upokorzył, to jeszcze tknął moją rodzinę. Najpierw zamknęłam się w kiblu i się popłakałam, a jak już doszłam do siebie, to popędziłam do pani dyrektor i zrezygnowałam z funkcji kierownika. Tak po prostu powiedziałam, że nie chcę tych "zaszczytów". Nie pozwolę się tak traktować! I już! Na koniec dniówki szef przyszedł do mnie i powiedział, że zachowuję się nie fair, bo najpierw przyjmuję tą funkcję, teraz rezygnuję i on ma kolejny problem na głowie. Szczerze - psińco mnie to obchodzi. Jak debil chce, to może mnie nawet wywalić z roboty. Odetchnę z ulgą. Nie jestem jego workiem treningowym, nie będzie na mnie głosu podnosił. Co on sobie wyobraża? Bogiem jest jakimś? Nikt mnie tak nigdy nie traktował. Rodzice, którzy mogliby niejedno przykre słowo mi powiedzieć, zawsze się do mnie zwracali z szacunkiem. A pan G sobie będzie pozwalał? Kim on jest?! Jest szefem tej firmy i jednocześnie nikim. Dla mnie jest NIKIM! Jak jeszcze się mnie będzie czepiał, to w ogóle złożę wypowiedzenie i będzie miał kolejny problem na głowie. Nie mam już zamiaru przez tego gnoja uronić ani jednej łzy! Dosyć!!!
Taki powrót do pracy... Świetnie po prostu! :(

 

27 lipca 2020   Dodaj komentarz

61. **

Wróciliśmy wczoraj z Bieszczad. Wakacyjny wyjazd dobiegł końca niestety.
Ludzie! Jak mi się tam podobało! Co za cisza! Jaki spokój! Niesamowite odludzie i przyroda, przyroda, przyroda..... Mogłabym tam zamieszkać. Zakochałam się w Bieszczadach. Uwielbiam je! Wstaję rano i co widzę za oknem? Jelenia. Idę na spacer - bociany się przechadzają po łące. Zapada noc - wilki swoim wyciem mnie usypiają. Boże! Jak ja potrzebuję takiego oderwania od tej rozwrzeszczanej, pyskatej, ludzkiej codzienności! Mąż stwierdził, że on nie potrafiłby tam żyć. Wszędzie daleko, bez samochodu ani rusz. Najbliższy market jest oddalony o 30 km. Lekarz przyjeżdża dwa razy w tygodniu od 8:00 do 12:00, a większa przychodnia znajduje się też około 30 km dalej. Żadnych rozrywek tam nie ma, żadnego kina. A co ze szkołą dla dzieci? Też tak daleko je wozić? Zimą bez łańcuchów na koła nie pojedzie się nigdzie.
No dobrze - przyznaję, mąż ma rację. Ale jak dożyję starości i emerytury, to wyjadę tam. I będę się codziennie delektować urokami przyrody, ciszą, zielenią. Tak tam jest pięknie, jak w bajce, jak w raju. Przyjechałam stamtąd wprost uduchowiona, natchniona, rozmarzona, oczarowana... Było tak cudnie, że szara codzienność, do której wróciłam, aż boli.

 

23 lipca 2020   Dodaj komentarz

60.**

Wyobraź sobie, że Twoje obecne życie to 10 punktów, które musisz wdrożyć, aby być szczęśliwym. Tylko 10 i aż 10. One wystarczą abyś poczuł się spełniony w swej pasji, ale musisz je odnaleźć - te punkty ukryte są w różnych miejscach - w lesie, na łące, na Twojej ulubionej ścieżce biegowej, pośród przyjaciół, na górskim szlaku.

Ale... jest też czarny punkt nr 11, który znajduje się na samym środku wysypiska śmieci. Wokół niego krążą szczury. A sam punkt po prostu śmierdzi, że oddychać się nie da. Jeśli dotarłeś do tego punktu, to znaczy, że zabłądziłeś lub ktoś Cię celowo i złośliwie do niego skierował. Tam cała okolica jest skażona, więc uciekaj stamtąd czym prędzej.
Lepiej? Pewnie, że lepiej! Pamiętaj - każde zdanie, które usłyszysz od kogoś i które brzmi podobnie do tego z punktu nr 11 to znak, że znalazłeś się w skażonej strefie, w samym środku wielkiego syfu. Uważaj, żeby nigdy tam nie trafić.

 

1. Możesz biegać gdzie chcesz, jak chcesz i ile chcesz.

2. Rób to z głową.

3. Kochaj to ze wszystkich sił.

4. Ucz się na własnych błędach i wyciągaj wnioski.

5. Ciesz się każdym kilometrem.

6. Nawet gdy jest Ci ciężko - uśmiechaj się.

7. Otaczaj się życzliwymi ludźmi, którzy rozumieją i szanują Twoją pasję.

8. Odgoń myśli negatywne, a będzie biegło Ci się lżej.

9. Pobiegnij czasem bez zegarka, na luzie i totalnie bez celu, gdzie Cię nogi poniosą.

10. Pobiegnij w zawodach, o których marzysz, nawet jeśli przygotowanie do nich wymaga czasu i poświęcenia.

 

11. Rzuć to całe bieganie w cholerę. I tak nic z tego nie masz. Nigdy nic nie wygrasz. Jesteś zerem. Daruj sobie.

 

13 lipca 2020   Dodaj komentarz

59. **

Już trzeci raz w tym roku zmieniam miejsce pracy, choć ciągle pracuję w tej samej firmie. Przygoda z przychodnią, do której zostałam oddelegowana, skończyła się tak szybko jak się zaczęła. Wrociłam do centrali i jeszcze nie zadążyłam się na powrót zadomowić a już szef powierzył mi nowe obowiązki. Uruchamiamy pracownię tomograficzną i rezonansu. Pracy tu jest po pachy! Nie wiadomo w co ręce włożyć. Biegam tam i z powrotem, tu coś mierzę, tam kupuję, zamawiam, projektuję... Szał! Współpraca z panią dyrektor układa się wyśmienicie. Za to szefostwo - porażka! Co bym nie zrobiła, jest źle. Wszyscy mi mówią, że z nimi każdy tak ma, więc mam się nie przejmować. Staram się jednym uchem wpuszczać wszystkie docinki, drugim wypuszczać i jakoś żyję. Praca idzie do przodu i to jest najważniejsze.

No cóż, przyszło nowe i czas się do niego przyzwyczaić. Do roboty!

 

07 lipca 2020   Dodaj komentarz

58. **

Koniec z Endomondo!

Straciłam cierpliwość do tej aplikacji. Od tygodnia tak koszmarnie się zacina, że coś okropnego. Treningi się nie wczytują, nie ma podsumawań biegów. Do wczoraj łudziłam się, że sytuacja się poprawi, ale dzisiaj powiedziałam "dość". Co z tego, że w historii biegów treningi są widoczne, skoro przy próbie wyświetlenia któregokolwiek z nich jest pusto. Nie ma trasy, nie ma tempa, nie ma kilometrów... Nic nie ma. Mój panel jest jak tabula rasa. Zapisałam się na kilka wyzwań i według endomondo nic nie robię, nie ma żadnego progresu. A przecież codziennie biegam i kilometry powinny być dodawane. Nie pierwszy raz ta aplikacja ma problemy, jednak zawsze jakoś wracało wszystko do normy. Czasem naprawa trwała kilka godzin, czasem kilkanaście. Tym razem awaria trwa już kilka dni. Nie mam zamiaru czekać, aż któryś z administratorów się obudzi i zacznie coś działać w tej sprawie. Zrobiłam 111 treningów z Endo i dosyć. Zlikwidowałam to badziewie ze swojego telefonu i przerzuciłam się na Samsunga. Jeden mały zegarek na ręce wystarczy, by cieszyć się ze świetnego zapisu w aplikacji. Wszystko chodzi jak brzytwa. Nic się nie zacina, nic nie muli. Informacje, które potrzebuję do zaliczenia wyzwań są doskonale widoczne.

Samsung jest niezawodny - i tylko (a może "aż") na tym mi zależy.

 

04 lipca 2020   Dodaj komentarz

57. **

Boże! Co za dzień! Długo w nowej poradni nie popracowałam. Dzisiaj wszystko się skończyło. Właściciel poradni pohandryczył się z moim szefem, umowy zostały zerwane i koniec. O 13:30 dostałam telefon: "Kasia, pakuj się, wracasz do centrali". Kurde, kurde, kurde!!!

Nie było tam cukierkowo, nie było luksusowo, ale było spokojnie. A teraz znów wróciłam do harmidru, zapierdolu, wiecznych skwaszonych min kierowniczki i parcia na kasę. Malutka była ta moja poradnia chirurgiczna, ale miała to do siebie, że ludzie byli bardzo ze sobą zżyci. Przepracowałam tam raptem 3 miesiące, a żegnałam się z nimi wszystkimi ze łzami w oczach, choćbym tam była od dziesięcioleci. No cóż, nasze drogi się rozeszły, tak postanowili szefowie, cesja firm okazała się niewypałem. Mam nadzieję, że moje wysiłki, moja praca, mój pot, który tam zostawiłam, nie pójdą na marne. Oby dobre zmiany, które wprowadziłam, zostały zachowane. Ograniczyłam biurokrację do minimum, wykorzystując komputer do maksimum. Chciałabym, żeby było to kontynuowane, żeby nie wrócili do starych nawyków, bo ugrzęzną w papierzyskach. Próbowałam wpoić w tych ludzi wiarę w siebie, wiarę, że będzie dobrze, że się uda, bo mają w sobie moc. Boję się, że ten optymizm wyparuje po tym, co się stało... Oby nie!

Cóż, życie toczy się dalej, wracam na stare śmieci.

 

01 lipca 2020   Dodaj komentarz
< 1 2 3 4 5 >
Kasia7911 | Blogi