• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Biegam. Tak jak lubię. Tak jak chcę.

Blog powstał ku pamięci moich biegowych zmagań. Mam nadzieję, że za parę lat będę się śmiać z początkowych wpisów i nieporadnych pierwszych truchcików.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Luty 2023
  • Styczeń 2023
  • Grudzień 2022
  • Listopad 2022
  • Październik 2022
  • Wrzesień 2022
  • Sierpień 2022
  • Lipiec 2022
  • Czerwiec 2022
  • Maj 2022
  • Kwiecień 2022
  • Marzec 2022
  • Grudzień 2021
  • Listopad 2021
  • Październik 2021
  • Lipiec 2021
  • Maj 2021
  • Kwiecień 2021
  • Marzec 2021
  • Luty 2021
  • Styczeń 2021
  • Grudzień 2020
  • Listopad 2020
  • Październik 2020
  • Wrzesień 2020
  • Sierpień 2020
  • Lipiec 2020
  • Czerwiec 2020
  • Maj 2020
  • Kwiecień 2020
  • Marzec 2020
  • Luty 2020
  • Styczeń 2020
  • Grudzień 2019
  • Listopad 2019
  • Październik 2019

Archiwum marzec 2021

101. *

Huśtawka covidowa w naszym kraju wywija na całego. Od jutra znowu podkręcają śrubę w obostrzeniach. Fryzjerzy, kosmetyczki i manicurzystki z powrotem zamknięci. Sklepy wielkopowierzchniowe pozamykane. Dzieci w szkołach wracają na nauczanie zdalne, a przedszkola i żłobki otwarte tylko dla dzieci medyków. Mąż mój klnie jak szewc. Znów będzie siedział z młodym przez dwa tygodnie w domu. Ja będę mieć odskocznię w postaci pracy zawodowej, mąż nie. Siedzieć tak cały czas z dzieckiem to ciężka robota, szczerze mu współczuję. Nawet gdybym załatwiła w pracy zaświadczenie, że wykonuję zawód medyczny, to małego i tak do przedszkola nie przyjmą ze względu na to, że mąż nie pracuje i może zająć się dzieckiem. Trudna sytuacja, ale cóż Minister Resortu Chorób Wszelakich tak zadecydował... :( Oni wszyscy będą się smażyć w piekle za krzywdę, którą wyrządzają dzieciom tym przeklętym nauczaniem zdalnym!
Ze wszystkich obostrzeń najlepsze zostawiłam na koniec. Sport - tylko zawodowy. Ha, ha, ha!!! Jeśli ktoś myśli, że zatrzyma mnie w domu, to jest nielada marzycielem. Nie mam zamiaru pozbawiać się możliwości dbania o własne zdrowie. Pan minister plecie jakieś wierutne bzdury, że nie wolno ludziom oddychać świeżym powietrzem, bo to może ich zabić. Większej głupoty nie słyszałam. Na pewno będę biegać, na pewno będę nordicować i to bez maski. Wiem, że narażam się na mandaty, ale nie ma takiego mandatu, który byłby dla mnie cenniejszy od zdrowia. Moje płuca potrzebują świeżego powietrza, nie dam sobie tego odebrać!
Swoją drogą, ciekawe dlaczego obostrzenia potrwają do 9 kwietnia. Aż razi w oczy bezczelność, z jaką rząd wymyśla restrykcje wygodne dla siebie a jednocześnie uciążliwe dla ludzi. Przecież nie można było pociągnąć dłużej lockdownu, bo wówczas wykluczone byłoby składanie wieńców pod pomnikami smoleńskimi 10 kwietnia, prawda? To są kanalie w tym rządzie!
Ciekawe, jak długo naród pozwoli się tak wodzić za nos. Trzecia fala covidu, na jesień będzie czwarta, potem znowu piąta itd. Co pół roku będą wszystko zamykać i otwierać. Cyrk na kółkach ze łzami w tle. Kiedy ludzie się w końcu obudzą???!!!

 

26 marca 2021   Dodaj komentarz

100. *

100 wpis w moim blogu, więc świętuję! A świętowanie wymaga odpowiedniej oprawy. W związku z tym temat o winie.
Czy wino może poprawić stan naszej krwi? Od prawieków ludzkość przekazuje sobie mit o lepszej krwi dzięki piciu wina. No właśnie - czy to rzeczywiście mit, czy może jednak jest w tym naparstek prawdy? Pielęgniarki, z którymi pracuję wyjaśniły mi o co tu chodzi i jak do tego podejść.
Otóż faktycznie poprzez picie wina można poprawić stan swojej krwi, ale musi być spełnionych kilka ważnych zasad.
1. Wino musi być dobrej jakości. Bryną za dychę z wiejskiego sklepiku raczej wpędzimy się w alkoholizm, niż w zdrowie.
2. Wino musi być czerwone i wytrawne. Tylko wino powstałe z czerwonych owoców będzie miało wpyw na krwinki czerwone. Poza tym wino musi wytrącić się samo. Jakiekolwiek dodatki typu cukier, czy inne słodziki, wpłyną negatywnie na poziom glukozy i przyczynią się do rozwoju cukrzycy.
3. Ilość wina odmierzamy kieliszkiem (tzw. 50-tka), przelewamy do szklanki i uzupełniamy do pełna niegazowaną wodą. Wino wypite w takim rozcieńczeniu łatwiej wchłonie się do krwi. Jeżeli pijemy wino nalane prosto z butelki, organizm wyczuwa duże stężenie alkoholu i dąży do jak najszybszego oczyszczenia krwi z trucizny. Takie wino nie zostanie zaabsorbowane przez krew. Wino rozmieszane z wodą ma na tyle małe stężenie alkoholu, że łatwiej się przyswoi przez organizm, nie zostanie wytrącone i wpłynie pozytywnie na stan naszej krwi.
I taką to tajemnicę mi powierzono. Jeszcze dziewczyny dodały: "Tylko nie mów, że to wiesz od nas, żeby się nie rozniosło, że pielęgniarki namawiają do picia alkoholu". No przecież nie powtórzę nikomu, oczywista sprawa. :)

 

20 marca 2021   Dodaj komentarz

99. **

Tym razem będzie totalnie babski wpis, nie mający z bieganiem nic wspólnego. 
Pazurki.
Każda kobieta lubi pochwalić się pięknymi, zadbanymi dłońmi. Był okres w moim życiu, gdy regularnie robiłam sobie żelowe paznokcie. Trwało to dobre dwa lata z hakiem. Aż przyszedł Sylwester 2019. Siedzieliśmy sobie z mężem na kanapie sącząc winko i dyskutując na różne tematy. Jak to się stało, że wzięliśmy na cel moje paznokcie, nie wiem. W każdym razie mąż rzucił hasłem: "Ty bez tych żeli żyć nie możesz". Ja, jak to ja, muszę być kontra, więc od razu wypaliłam: "Wcale nie muszę ich robić i łatwo ci to udowodnię. Nie będę robić sztucznych paznokci przez cały 2020 rok. To jest moje noworoczne postanowienie.". Uśmiechnął się pod nosem: "Nie wytrzymasz". A ja do niego: "Wytrzymam!". No i wytrzymałam. Mało tego - do tego stopnia się odzwyczaiłam od żelowych pazurków, że wcale za nimi nie tęsknię, choć czas próby dawno minął. Nie mam zamiaru do nich wracać, w naturalnych jest mi o niebo lepiej i wygodniej.
Mimo wszystko nie chcę wyglądać jak córka ubogiego krewnego i zależy mi, żeby moje paznokcie miały ładny, zadbany wygląd. Sama zwaracam uwagę na stan dłoni osób, z którymi rozmawiam, bo uważam, że są one wizytówką człowieka. Długo myślałam co z tymi paznokciami zrobić i znalazłam rozwiązanie: manicure japoński. Coś idealnego dla mnie. Jest on bardzo prosty w wykonaniu. Tak długo poleruje się paznokcie specjalną pastą, aż zaczną błyszczeć. Efekt jest wprost cudowny. Długo się nie namyślając, zapisałam się na wizytę u manicurzystki. Właśnie wróciłam...
Jestem mega niezadowolona! Tak spartaczonej roboty to ja jeszcze nie widziałam. Jak można zawalić tak proste zadanie???! Nie rozumiem. Przecież tu tylko trzeba wziąć polerkę do ręki, nałożyć pastę i pocierać pazonkieć. Czy może być coś łatwiejszego? A jednak! Okazuje się, że coś tak banalnego jak manicure japoński też można zepsuć. Moje paznokcie są krzywo wypiłowane, polerka kończy się w połowie płytki, a kciuki pomiędzy bruzdami nie są ruszone w ogóle. Nie wiem, może to dziewczę się dopiero uczyło..... Ale w takim razie jak ona radzi sobie z żelami, hybrydami, tytanami, skoro takiej łatwizny nie potrafi? Jestem rozczarowana. Dobrze, że to coś (bo manicurem tego nazwać nie można) kosztowało tylko 40 zł. Trudno, jakoś odżałuję. Mąż obiecał kupić mi cały zestaw do japonka, żebym mogła sama robić sobie takie paznokcie. I ma rację. Co sobie zrobię, to będę mieć. Nie będę musiała się nigdzie umawiać, czekać na termin i efekt końcowy zawsze będzie zadowalający.
A na tą dziewuchę jestem wprost wściekła. To, z czym wróciłam do domu to jest tragedia, a nie paznokcie.

 

11 marca 2021   Dodaj komentarz

98. **

Pierwszy w tym roku półmaraton za mną. Jupi!!!
Planowałam pobiec w pierwszym dniu wosny, szykowałam się, układałam trasę, planowałam... Tymczasem około południa jakiś mały chochlik usiadł mi na ramieniu i uporczywie szeptał do ucha: "Dziś! Dziś! Dziś!". Tak mnie korciło, tak mnie nosiło, że w końcu po 15:00 ubrałam się i pobiegłam. W domu oczywiście nie przyznałam się, co ja zamierzam zrobić, bo mąż na pewno starałby się wybić mi to z głowy. Cóż, jego demotywujące gadanie było mi akurat najmniej potrzebne. Dlatego po zdawkowym: "Idę biegać" puściłam się w długą. Muzyczka mi w uszach przygrywała, słoneczko ogrzewało, a ja biegłam i biegłam i biegłam... aż wybiegałam swoje. Kiedy teraz porównuję ten półmaraton z zeszłorocznym, to jedno słowo rozbrzmiewa w mojej głowie: SATYSFAKCJA. Przede wszystkim ukończyłam swój bieg w czasie krótszym o 20 minut. Poza tym nie czułam się tak zmęczona. Do końca biegu miałam zaciesz na twarzy, a pamiętam jak rok temu łzy płynęły mi po policzkach. Dzisiaj wystarczyło po wszystkim zrobić rozciąganie i czuję się świetnie, a w zeszłym roku przez tydzień kulałam i dochodziłam do siebie. Krótko mówiąc, moja forma wzrosła, co mnie cieszy ogromnie. Jest to dla mnie tym większa satysfakcja, że nagrodzona została moja mozolna praca, systematyczność, upór. Dzisiejsza radość jest dla mnie nagrodą, najprawdziwszą.
Obiecałam sobie w tym roku jeszcze dwa półmaratony. Jestem dobrej myśli, że zrealizuję swoje cele. Mam tę moc - jak mówił kasyk. Mogę biegać, kocham biegać!

 

07 marca 2021   Dodaj komentarz

97. **

Przyjechałam dziś do pracy i zaraz na wejściu natknęłam się na panią prezes. "Jak się pani już ze wszystkim ogarnie, zapraszam do siebie na krótką rozmowę". Złowrogo zabrzmiały te słowa. Z jednej strony wiem, że pani prezes to bardzo dobry człowiek. Zawsze stoi po stronie pracownika, co nie raz miałam okazję zaobserwować, więc teoretycznie nie było się czego bać. Z drugiej strony stanowczy ton głosu tej kobiety mnie zmroził i postawił na baczność. Cała sytuacja wyglądała tak, jakby czekała na mnie, żeby osobiście wezwać mnie do siebie. Przebierałam się szybko i myślałam tylko: "Na pewno opierdol, ale za co?". Weszłam w końcu do gabinetu, a pani prezes łagodnym głosem do mnie mówi: "Zacznijmy od ściągnięcia maseczki, bo chcę widzieć pani twarz". Od razu zrobiło się jakoś luźniej, pogodniej, weselej. Okazało się, że takie spotkanie było przeprowadzane z każdym pracownikiem w związku ze zmianami organizacyjnymi w firmie. Czyli nie taki diabeł straszny... Mało tego, wyszłam z gabinetu wprost rozanielona. Usłyszałam tyle komplementów pod swoim adresem, że szok. Pani prezes rozpływała się nad moim spokojem, opanowaniem, podejściem do pacjenta. Podziękowała(!) mi, że dołączyłam do jej zespołu. Czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłam. Było mi bardzo miło słyszeć to wszystko, ale byłam też trochę speszona. Pani prezes chciała mnie uprzedzić o zmianach w grafiku i prosić, żebym się nie gniewała na nikogo za tą całą reorganizację, bo byłoby jej ogromnie przykro, gdybym przez to straciła serce do pracy lub co gorsza odeszła. Rany! Odejść?! Przez zmianę grafiku???! Uważam siebie za koleżeńską osobę. Nikogo nie oceniam z góry, nie przypinam łatek. Ale też się nie spoufalam, nie uzewnętrzniam, nie szukam przyjaźni. Mam wyraźnie zaznaczoną granicę między koleżeństwem a przyjaźnią. Wydaje mi się, że to dobra postawa. Pozwala mi ona współpracować z każdym, być w zdrowych relacjach z ludźmi nie robiąc jednocześnie nic wbrew sobie. Uspokoiłam panią prezes, że nie mam zamiaru obrażać się na grafik, ani na żadną z dziewczyn. Jestem elastyczna i bardzo dobrze czuję się w tej pracy. W porównaniu z poprzednią przychodnią, to teraz mam raj. Nie wchodzę na rejestrację zestresowana, śpię w nocy spokojnie, po prostu nie boję się pracy. Mam zamiar utrzymać taki stan rzeczy możliwie najdłużej. Jeszcze nie tak dawno nie mogłam znaleźć sobie miejsca w tej przychodni, a dziś czuję, że jest mi tu coraz lepiej. Dziewczyny trochę złagodniały (nie wiem czy to dzięki mojej postawie, czy nie), nie ma już tych gburowatych wrzasków do pacjentów. Ja z kolei nabrałam pewności siebie i wydaje mi się, że zaczynamy się uzupełniać. Na dowód tego podsłuchałam rozmowę pielęgniarek, że "...wielka szkoda, że Kasię nam zabierają na drugą zmianę". Miłe to.
Ale i tak nie ma lepszej motywacji do pracy niż pochwały z ust szefowej... :)

 

03 marca 2021   Dodaj komentarz
Kasia7911 | Blogi