84. **
Kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
Podobno biegaczem jest się dopiero wtedy, gdy zaliczy się pierwszą glebę oraz gdy zejdzie pierwszy paznokieć. No to punkt pierwszy za mną.
Wybiegłam z domu jak co rano. Standard. Biegłam sobie, biegłam, lekko, spokojnie, z muzyczką w uszach i nagle jakoś (nie wiem jak) nogi mi się zaplątały i runęłam jak długa. O własne nogi się potknęłam... Tragedia! O dziwo, wcale nie posypały się niecenzuralne słowa, wręcz przeciwnie. Krzyknęłam tylko: "O Jezu!" i pozbierałam się jeszcze szybciej niż upadałam. Bo najgorsze w tym wszystkim wcale nie było to, że się wyglebiłam, że bolą mnie kolana, że zrobiłam dziurę w legginsach za stówę. Nie. Najgorsze było to, że wyglebiłam się przy ludziach! Taki wstyd! Taki wstyd! Może ci ludzie się ze mnie śmiali, może mnie żałowali, nie wiem. Co tylko o tym pomyślę, to widzę jedynie własny wstyd. Ale narobiłam sobie siary! Jak można się było tak wyrąbać na środku ulicy??? Co za fajtłapa ze mnie!
Nawet w domu się nie przyznałam. Kolana bolą jak skurczybyki. Na szczęście nie są spuchnięte, więc nic tragicznego poza stłuczeniem i otarciami się nie stało. Siniaki kiedyś znikną, strupy poschodzą i będzie dobrze. Póki co, zaciskam zęby i chodzę dzielnie.
Wszystko jest ok, wszystko ok! ;)
Dodaj komentarz