57. **
Boże! Co za dzień! Długo w nowej poradni nie popracowałam. Dzisiaj wszystko się skończyło. Właściciel poradni pohandryczył się z moim szefem, umowy zostały zerwane i koniec. O 13:30 dostałam telefon: "Kasia, pakuj się, wracasz do centrali". Kurde, kurde, kurde!!!
Nie było tam cukierkowo, nie było luksusowo, ale było spokojnie. A teraz znów wróciłam do harmidru, zapierdolu, wiecznych skwaszonych min kierowniczki i parcia na kasę. Malutka była ta moja poradnia chirurgiczna, ale miała to do siebie, że ludzie byli bardzo ze sobą zżyci. Przepracowałam tam raptem 3 miesiące, a żegnałam się z nimi wszystkimi ze łzami w oczach, choćbym tam była od dziesięcioleci. No cóż, nasze drogi się rozeszły, tak postanowili szefowie, cesja firm okazała się niewypałem. Mam nadzieję, że moje wysiłki, moja praca, mój pot, który tam zostawiłam, nie pójdą na marne. Oby dobre zmiany, które wprowadziłam, zostały zachowane. Ograniczyłam biurokrację do minimum, wykorzystując komputer do maksimum. Chciałabym, żeby było to kontynuowane, żeby nie wrócili do starych nawyków, bo ugrzęzną w papierzyskach. Próbowałam wpoić w tych ludzi wiarę w siebie, wiarę, że będzie dobrze, że się uda, bo mają w sobie moc. Boję się, że ten optymizm wyparuje po tym, co się stało... Oby nie!
Cóż, życie toczy się dalej, wracam na stare śmieci.
Dodaj komentarz