• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Biegam. Tak jak lubię. Tak jak chcę.

Blog powstał ku pamięci moich biegowych zmagań. Mam nadzieję, że za parę lat będę się śmiać z początkowych wpisów i nieporadnych pierwszych truchcików.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 01 02 03 04 05

Strony

  • Księga gości

Linki

  • bieganie / zapisy
    • Biegowe Wyzwanie
    • Elektroniczne zapisy
    • Endomondo
    • Virtual Conqueror
    • Virtual race
    • Wirtualne biegi
    • Zapisy online
  • blogi / strony o bieganiu
    • Biegający Ortopeda
    • Biegam w górach
    • Biegologia
    • Kobiety biegają
    • KS Staszewscy
    • Leszek biega
    • Matka biega
    • Panna Anna biega
    • Run The World
    • Silesia Marathon
    • Wszystko o bieganiu
  • sklepy
    • Boco
    • Decathlon
    • Imaginario
    • Just Hero
    • Lurbel
    • Nessi sport
    • Polka Sport
    • Rebel Runners
    • Rough Radical
    • Run Baby
    • Run One
    • Zo-Han

Archiwum

  • Luty 2023
  • Styczeń 2023
  • Grudzień 2022
  • Listopad 2022
  • Październik 2022
  • Wrzesień 2022
  • Sierpień 2022
  • Lipiec 2022
  • Czerwiec 2022
  • Maj 2022
  • Kwiecień 2022
  • Marzec 2022
  • Grudzień 2021
  • Listopad 2021
  • Październik 2021
  • Lipiec 2021
  • Maj 2021
  • Kwiecień 2021
  • Marzec 2021
  • Luty 2021
  • Styczeń 2021
  • Grudzień 2020
  • Listopad 2020
  • Październik 2020
  • Wrzesień 2020
  • Sierpień 2020
  • Lipiec 2020
  • Czerwiec 2020
  • Maj 2020
  • Kwiecień 2020
  • Marzec 2020
  • Luty 2020
  • Styczeń 2020
  • Grudzień 2019
  • Listopad 2019
  • Październik 2019

Najnowsze wpisy

< 1 2 3 4 5 >

18.02.2023

Ciężki miałam tydzień. W pracy nie układało mi się w ogóle. Cały tydzień obsługiwałam poradnię POZ. Do środy trwała fala zachorowań wśród dzieci, od czwartku przeszła na dorosłych. Lekarzy mamy mało - dwóch pediatrów i trzech rodzinnych. Jest to niewystarczająca ilość jak na tylu chorych. Dzień w dzień trwały awantury zarówno pod okienkiem jak i przez telefon, i to od samiutkiego rana aż do końca zmiany. Wczoraj już nie wytrzymałam, popłakałam się z bezsilności. Zarejestrować człowieka nie mogę, bo nie mam miejsca, odpyskować mu też nie mogę, bo mi nie wolno. Moja frustracja sięgnęła zenitu. Zostałam nazwana przez pewnego człowieka "kurwą". Inna pacjentka rzuciła w moją stronę: "Ty cipo wystrojona za moje pieniądze!". Jeszcze inna kobieta nagrała rozmowę ze mną i oznajmiła, że wysyła to nagranie do Rzecznika Praw Pacjenta. Straszono mnie także "mężem, który pracuje w wojsku"(chyba chodziło o to, żeby mnie zastrzelił z CKM-u..., nie wiem). Wysiadłam psychicznie. Mam już dość! A przełożona mi oznajmiła, że jeszcze dwa tygodnie spędzę na POZ-cie. Wróciłam wczoraj do domu, z okropnym bólem głowy. Płakałam jak dziecko, aż mnie mój synuś przyszedł pocieszyć. W nocy źle spałam. Dziś od rana jestem na tabletkach przeciwbólowych. Boję się powrotu do pracy. Zastanawiam się czy nie mam jakichś objawów depresyjnych, bo zachowuję się jak zastraszone, zaszczute zwierzę. Nawet nie miałam sił, żeby pobiegać, tylko poszłam na spacer. Świeże powietrze dobrze mi zrobiło, ale teraz znowu ogarnął mnie lęk. Nie chcę, żeby znów ktoś na mnie krzyczał, żeby mnie wyzywał od najgorszych. Przecież ja nie naprawię sytuacji w służbie zdrowia. Lekarzy jest mało, a chorych ogrom. Chciałabym tym ludziom pomóc, ale przecież ja ich nie przyjmę w gabinecie, nie wypiszę recepty. Co mam zrobić, gdy lekarz mi oznajmia: "Na dzisiaj koniec. Ani jednego więcej!"?
Wysiadam psychicznie i nerwowo.

18 lutego 2023   Dodaj komentarz

29.01.2023

Mogę tak biec do końca świata i jeden dzień dłużej!
Mowa oczywiście o Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. To najwspanialsze uczucie, kiedy biegniesz dla kogoś, nie dla jakiegoś medalu, nie dla rekordu na tablicy wyników, nie dla siebie. Dla kogoś.
Dziś XXXI Finał. Tym razem zebrane pieniądze będą przeznaczone na walkę z sepsą. To kolejny, niezwykle ważny cel. Pamiętam jak mój synuś urodzony w 26 tygodniu ciąży, leżąc w inkubatorze dostał sepsy. Taki był maleńki, a z tak ciężką chorobą przyszło mu się zmierzyć. Miał 50% szans na przeżycie. Przeżył dzięki lekarzom, którzy bezbłędnie podali mu właściwy rodzaj antybiotyku. Co by było, gdyby wówczas się pomylili, gdyby podali inny lek? Dzisiaj wiem jak ważna jest szybka diagnoza sepsy i podanie odpowiedniego antybiotyku. Przeszłam przez to, patrzyłam jak moje dziecko umiera i potem wraca do życia. Niech mi dzisiaj nikt nie mówi, że akcje WOŚP są niepotrzebne! Nie chcę słuchać żadnego biadolenia, narzekania, opluwania Jurka Owsiaka! Ten człowiek wykonuje ogrom wspaniałej roboty, cudownej i bardzo potrzebnej innym. Na to czekają ci najmniejsi, najbardziej bezbronni. Chwała mu!!!

29 stycznia 2023   Dodaj komentarz

01.01.2023

I znowu 365 dni ostrej jazdy bez trzymanki. Życie...! Nie lubię 1 stycznia, bo mnie zawsze czarnowidztwo ogarnia.
Tym bardziej cieszę się, że moja córcia wyciągnęła mnie na spacer. Poszłyśmy sobie na wędrówkę ulicami i polnymi drogami, zostawiając resztę rodzinki przy suto zastawionym stole. Niech sobie wszyscy kontynuują obżarstwo, a my kroczek za kroczkiem pomaszerowałyśmy przed siebie. Było bardzo fajnie. Takie chwile z córeczką to rzadkość. Pogadałyśmy przy okazji o różnych sprawach, takich babskich, dziewczęcych, których w domu, przy stole nie miałabyśmy szans poruszyć. Pogoda też nam sprzyjała, nie padało, a nawet czasem było słonecznie i nie zmarzłyśmy zbyt mocno. Cieszę się, że dałam się namówić na tą przechadzkę. Dobrze mi to zrobiło. Poza tym zaliczyłam pierwszą aktywność fizyczną w tym roku. To mnie zmotywowało do noworocznego postanowienia - każdego dnia będę robić 12 000 kroków, a razie gdyby mi któregoś dnia się nie udało, to muszę to nadrobić. Suma sumarum na koniec roku powinnam mieć na koncie 4 000 000 kroków.
Także rozpoczęłam rok, jakby nie patrzeć, optymistycznie.

01 stycznia 2023   Dodaj komentarz

04.12.2022

Mikołajki tuż tuż. Już słychać dzwonki sań. A ja w mikołajowej czapeczce przemierzyłam dziś Dolinę Trzech Stawów w Katowicach. Lubię tam biegać. Trasa tam jest fajna, utwardzona, bez błota. 5 km w takich warunkach i w dodatku chartatywnie to sama przyjemność. Załapałam się nawet na relację telewizyjną. Reporter TVP3 uchwycił mnie podczas rozgrzewki, gdy wesoło sobie podskakiwałam hopsa-hopsa, zarzucając pomponem z czapki raz na jedną, raz na drugą stronę i machając rękami. Fajnie to wyszło, wesoło. Zarobiłam też bilet do kina przez przypadek. Organizatorzy nagradzali biletami biegaczy za najpiękniejsze mikołajowe stroje. Jednak sporo osób nie zgłosiło się po nagrodę i zostało pięć biletów. Prowadzący zapytał: "Kto lubi chodzić do kina?". Moja ręka w mgnieniu oka poszybowała w górę z okrzykiem: "Ja! Ja!". No i tak oto dostał mi się bilet wstępu na wybrany przeze mnie seans. Super. Owocna ta impreza była, bo nie dość, że sobie pobiegałam, to jeszcze pomogłam potrzebującym i zyskałam bilet do kina. Żyć nie umierać! 

04 grudnia 2022   Dodaj komentarz

01.11.2022

Ciężki jest dla mnie ten dzień. Po raz pierwszy nie pojechaliśmy do rodziny, nie odwiedziliśmy grobów bliskich. Zostaliśmy z tatą. To moje pierwsze Święto Zmarłych obchodzone w domu. Z rana jak zwykle wybrałam się na przebieżkę. Choć muzyka w słuchawkach ostro wybijała rytm, to ja i tak w bardzo nostalgiczny nastrój wpadłam. Myślałam o tacie, o tym jak mi bez niego źle, pusto, smutno, ciężko. Biegłam i płakałam. Wiatr osuszał jedne łzy, a po ich śladach spływały kolejne.
Często myślę o tacie. Choć mam już sporo lat i niedługo wnuki będę tulić, to bez taty czuję się jak półsierota, jak małe opuszczone dziecko. To uczucie chyba już nie minie.

Dzięki Bogu, że mama jeszcze jest! Niech żyje jak najdłużej, bo inaczej całkiem pustka mnie ogarnie.

01 listopada 2022   Dodaj komentarz

23.10.2022

Zapisałam się na cykl biegów CITY TRAIL. Dziś wykonałam mój pierwszy bieg w serii. Jestem zadowolona zarówno z siebie jak i z imprezy. Bardzo dobrze wszystko zorganizowano, nikt nie miał poczucia chaosu, wszystko jasno i czytelnie było oznakowane, także wielki plus dla organizatorów. Trasa - najlepsza z możliwych, czyli fajna, wydeptana, leśna droga, malownicza (jak to jesienią), a na tej drodze 300 biegaczy, w tym moja skromna osoba. Jestem usatysfakcjonowana swoim biegiem. Na 134 startujące panie zajęłam 57 miejsce. Natomiast w mojej kategorii wiekowej byłam 19 na 53 kobiety. To jest naprawdę dobry wynik. Zobaczymy jak pójdą mi pozostałe biegi, a będą jeszcze cztery. Wykupiłam wszystkie starty, cały cykl, więc teraz nie mogę dać ciała. W listopadzie lecę znów.

23 października 2022   Dodaj komentarz

04.10.2022

Postanowiłam wziąć udział w pewnym wirtualnym projekcie. Grupa biegowa w moim mieście utworzyła w aplikacji Adidasa wydarzenie pod tytułem "Bieg na Księżyc". Każdy, kto dołączy do wydarzenia i jednocześnie będzie biegał z aplikacją, dorzuci swój kilometraż do wyniku grupy. Zadanie jest długoterminowe, bo kilometrów sporo - aż 363 300. Widzę, że póki co, na listę wpisały się 24 osoby. Możnaby pomyśleć, że to niewiele. Jednak są tam sami weterani. Jak się wypuszczą w trasę, to bez półmaratonu co najmniej nie wracają. Ja robię malutkie dystanse po 5 - 8 km, nie to co tak zwana "góra". Ciekawe, na którym miejscu dobiegnę. Nie sądzę, bym była ostatnia, aczkolwiek przewiduję, że raczej z drugą połówką grupy dolecę.
Tylko, żebyśmy potem wrócili na ziemię...

04 października 2022   Dodaj komentarz

02.10.2022

Jakoś dziś nie miałam ochoty na jogging, więc wybrałam się na poranny spacer. Szło mi się całkiem dobrze. Muzyczka przygrywała w słuchawkach, nadając tempo. Powietrze, dość rześkie o tej porze roku, pobudziło cały organizm do aktywności. Jednym słowem zapowiadał się super marsz. No więc wyruszyłam w trasę raźnym krokiem. Szłam sobie myśląc o różnych sprawach, aż nagle zatrzymał się obok mnie samochód. Wysiadł facet około pięćdziesiątki z pytaniem o drogę. Nie znałam takiej ulicy, o jaką pytał, więc zaczęłam dopytywać gościa o numer budynku, o to, co mogłoby się mieścić pod tym numerem. Facet się upierał, że to ta ulica, chociaż zupełnie mylił nazwy. Coś było nie tak. Podczas gdy tak rozmawialiśmy, przybliżaliśmy się powoli do siebie. On szedł w moją stronę, a ja w jego i nagle coś mnie zatrzymało. Nie wiem jak to nazwać. Intuicja? Anioł stróż? Negatywna energia? Przeszył mnie niewytłumaczalny lęk. W mojej głowie zaświtała myśl: "Nie zbliżaj się". Zupełnie, jakbym się zderzyła ze ścianą, która nie pozwoliła mi zrobić ani kroku dalej. W jednej chwili zdałam sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazłam - sama, na kompletnie wyludnionej ulicy, z obcym facetem, który podchodzi coraz bliżej, który w dobie GPS-u i smartfonów nie wie, gdzie się znalazł. Wszystko zaczęło być dla mnie bardzo podejrzane. Powiedziałam, w końcu: "Przykro mi, nie potrafię panu pomóc" i szybkim krokiem poszłam w swoją stronę.
Bardzo się przestraszyłam tego gościa. Szukał nie wiadomo czego, nie wiadomo kogo, zbliżał się niebezpiecznie, wysiadł z auta, nie gasząc silnika. Przecież gdyby złapał mnie za rękę i wciągnął do samochodu, nie byłabym w stanie się obronić. Wyszłam z domu, zostawiając rodzinę smacznie śpiącą i mogłam do niej nie wrócić. Boże, dziękuję! Jak dobrze, że mnie zatrzymałeś!
Pierwszy raz w życiu takie coś mi się przytrafiło. Wielu ludzi mijam codziennie. Nigdy nie zakładam z góry, że ktokolwiek z nich chciałby mi zrobić krzywdę. Zawsze chętnie pomagam, jak tylko potrafię, a dziś wyraźnie coś mi kazało uciekać od tego człowieka. Może przesadzam, może coś sobie ubzdurałam, a może uratowałam sobie życie.

02 października 2022   Dodaj komentarz

25.09.2022

Jestem zła na siebie za swoją głupotę, bezradność, strachliwość i nie wiem, co jeszcze. Ominął mnie dziś bieg, jeden z najważniejszych w roku - Bieg "Oko w oko z rakiem". Już od wczorajszego popołudnia szykowałam się na tą imprezę. Plecak spakowałam, ciuchy przygotowałam, a tu dziś z rana zaczął padać deszcz. Mąż, który miał mnie zawieść, zaczął marudzić, że może lepiej byłoby nie jechać, bo drogi mokre, śliskie i niebezpieczne, bo przemoczę ubranie i się rozchoruję. Tak mi gadał w kółko, że końcu uległam i powiedziałam: "Okej, odpuszczam". Fakt, nie lubię biegać w deszczu, jednak po cichu liczyłam na to, że przestanie lać i pojedziemy. A tu krople coraz większe i gęściejsze. No i zrezygnowałam. Jak tylko rozsiedliśmy się na fotelach z kawusiami, chmury się rozpierzchły i zaświeciło piękne słońce. Tym samym wpadłam w taki wkurw, że się opisać nie da. Już niestety było za późno, żeby dojechać na miejsce o czasie. Jestem wściekła zarówno na męża, że mnie zbałamucił tym deszczem i na siebie, że mu uwierzyłam. Wszyscy w Gliwicach pięknie, biegowo się bawią, a ja zostałam na kanapie. Rok czasu czekałam na ten bieg i tak się dałam zwieść chłopu. Gdybym podjęła męską decyzję, że pojadę sama, teraz cieszyłabym się z medalu, z koncertu Marka Piekarczyka i z cudownie przeżytego dnia. To był ostatni raz! Już więcej nie będę męża o nic prosić. Ba! Nawet mu nie powiem, że jadę na jakiś bieg. Po prostu się ubiorę, poinformuję go o swojej decyzji i zamknę za sobą drzwi. Nie potrzebuję jego łaski. Zawsze się bałam sama daleko jeździć, bo nie czuję się wytrawnym kierowcą, ale to się zmieni. Nabiorę więcej odwagi i zostawię małża samego w domu. Niech dalej pasie sobie swój brzuch.
Jest mi tak żal tego biegu, tak mi smutno, że nawet się popłakałam. Nie umiem przeboleć straty takiej wspaniałej imprezy. Byłam głupia, ale już czas zmądrzeć. To się więcej nie powtórzy.

25 września 2022   Dodaj komentarz
25.09.2022  

18.09.2022

Moja córcia co rusz przynosi mi kolejny powody do dumy. Dziś zdecydowała, że zostanie krwiodawcą. Poszłam z nią na to pobranie, bo nie chciałam, żeby po wszystkim sama wracała do domu. Wolałam czuwać, tak dla bezpieczeństwa. Robiła to po raz pierwszy, więc na dobrą sprawę nie wiadomo było, jakiej organizm zareaguje na taki duży ubytek krwi. Lepiej dmuchać na zimne. Okazało się jednak, że niepotrzebne były moje strachy. Wszystko przebiegło gładko, bez problemów. Dziewczyna jest zdrowa, silna jak dąb, zniosła to bardzo dzielnie, odważnie i dziarsko. Personel krwiodawstwa, gdy się dowiedział, że ona to robi pierwszy raz, skakał koło niej jak koło królowej. Rozumiem to doskonale. Pierwsza donacja to zawsze duży czynnik ryzyka. Agunia siedziała tam prawie półtorej godziny, ale wyszła cała w skowronkach. Nie dość, że dostała kubek termiczny i paczkę czekolad w prezencie, to jeszcze bardzo mocno cieszyła się z faktu, że jej krew być może przyczyni się do uratowania czyjegoś życia. Takie dobre serduszko z tej mojej córeczki!
Kocham! Kocham! Kocham ją nad życie!!!

18 września 2022   Dodaj komentarz
18.09.2022  

13.09.2022

Nie rozumiem tego świata. Nie rozumiem ludzi. Nie umiem żyć między nimi. Dziś rano wydarzyło się coś, co zepsuło mi cały dzień. Nie mogę przestać o tym myśleć. Muszę to z siebie wylać, to może wówczas się uspokoję.
Była 9:00. Odebrałam telefon od zapłakanej kobiety. Prosiła o wizytę domową dla męża. Ów pan był chory onkologicznie. Dwa dni temu wrócił ze szpitala, gdzie ściągano mu wodę z płuc. Zaraz po powrocie do domu zaczął gorączkować. Opadł zupełnie z sił i zaległ w łóżku. Jego żona w swej bezsilności zadzwoniła do nas. Z jednej strony wiedziałam, że nie ma możliwości wizyty domowej od tak z marszu. Z drugiej strony pacjentowi trzeba było pomóc jak najszybciej, to nie ulegało wątpliwości. Chory nowotworowo człowiek ma obniżoną odporność, a jeśli przyjmuje chemię, to odporności nie ma w ogóle. W tej sytuacji infekcja mogłaby być dla niego zabójcza. Poprosiłam kobietę o cierpliwość i poszłam skonsultować się z lekarzem. Wypisałam na kartce wszystkie informacje, które usłyszałam od tej pani i zapukałam do doktor Joanny. Jest ona kierownikiem medycznym w naszej przychodni, więc byłam przekonana, że mi pomoże w tej trudnej sytuacji. Ona natomiast popatrzyła na tą kartkę z informacjami i rzuciła ją na biurko z hasłem: "A co to ma być? Jakaś lista życzeń z Lidla?". Dawno nie byłam w takim szoku. W gabinecie zapadła bardzo niezręczna cisza. Odezwałam się w końcu: "Chcę tylko wiedzieć, co mam zrobić z pacjentem. Obiecałam, że oddzwonie z informacją". Doktor Joanna na to: "Weź umów teleporadę obojętnie u kogo, kto ma miejsce". Umówiłam więc ...u pediatry. Szok! Totalny szok! Nie spodziewałam się takich słów od lekarza. Gdzie jest misja tego zawodu w tej kobiecie? Gdzie przysięga lekarska? Dziewczynę z lekką chrypką przyjęła w gabinecie, choć też nie miała miejsca, a potrzeby cierpiącego, być może umierającego człowieka nazywa listą życzeń z Lidla?! Straciła w moich oczach cały szacunek. Nie jestem lekarzem, nie mam medycznego wykształcenia, nie chcę wchodzić w kompetencje zawodowe pani doktor, ale jednego jestem pewna - tak się nie traktuje człowieka. To jest nieludzkie, po prostu nieludzkie.

13 września 2022   Dodaj komentarz

02.09.2022

Obejrzałam w telewizji film o Tomaszu Komendzie "25 lat niewinności". Jestem tym filmem głęboko poruszona. Nie mogę zasnąć. Wszystkie obrazy ciągle przelatują mi przed oczami. Człowiek przeszedł nieprawdopodobną gehennę. Cud, że przeżył to więzienie. To, co potrafi wymyślić człowiek, żeby się nad drugim człowiekiem znęcać, to się w głowie nie mieści! A Tomasz był niewinny i cały czas próbował to wszystkim wytłumaczyć, udowodnić. Niestety, im bardziej próbował, tym bardziej się nad nim znęcano. Zezwierzęcenie totalne! Zgroza! A najgorsze, że nikogo nie obchodziła, prawda. Liczyły się tylko wyniki. Trzeba było mieć sprawcę, to się znalazł kozioł ofiarny. A to, że był niewinny? Kto by się tym przejmował? Bili, aż się przyznał. Ci, którzy mieli szukać sprawiedliwości i wymierzać sprawiedliwość, byli najbardziej niesprawiedliwi, zakłamani i bezwzględni.
Biedny Tomasz Komenda. Żal mi go bardzo. Dostał potem grube miliony odszkodowania za to wszystko, jednak wydaje mi się, że te pieniądze w żaden sposób nie zrekompensowały mu tego koszmaru. Na pewno te straszne wspomnienia powracają w snach, utkwiły głęboko w pamięci. Człowiek tego horroru nie pozbędzie się już do końca swoich dyni. Dla mnie to był tylko film, krótkie 2 godziny, dla niego to najprawdziwsza prawda, pół zniszczonego życia! Za niewinność...

02 września 2022   Dodaj komentarz

11.08.2022

Dziś miałam wyjątkowo szczęśliwy dzień.
Najpierw przyszedł pacjent z żoną po kserokopię kartoteki. Nie było tego dużo, więc przygotowałam mu to od ręki. Następnie jego żona chciała przełożyć wizytę, więc przełożyłam. Oboje byli bardzo zaskoczeni, że w parę minut złatwili wszystko, co chcieli. Ten pan zapytał się mnie: "To tak można? Da się? Gdzie indziej nic się nie da, a u was się da. Jak to jest?". Uśmiechnęłam się tylko, bo co miałam powiedzieć. Na to odezwała się ta pani: "Jakbym mogła was pochwalić na forum, to bym to zrobiła". A ja od razu: "Można napisać opinię w internecie, albo w książce pochwał". Byli bardzo zdziwieni, że mamy coś takiego jak "Książka Pochwał i Skarg", ale zażyczyli ją sobie, żeby napisać parę słów. Jak długo pracuję w tej przychodni nigdy nikt nic tam nie napisał. Leżał sobie taki zeszycik na półce i zbierał kurz. Aż tu nagle dzisiaj się trafił pierwszy wpis. To było jedno zdanie, ale jak je przeczytałam o mało z krzesła nie spadłam. "Bardzo dziękujemy za pozytywne załatwienie sprawy i bardzo miłą obsługę przez panią (tu moje imię i nazwisko)". No nie! Pierwszy wpis, na pierwszej stronie i od razu ja wymieniona z nazwiska! Dziewczyny sobie ze mnie żartowały, że teraz mam premię od szefowej jak w banku. No cóż, premia dobra rzecz, ale nie o to mi chodzi. Ja jestem osobą, która nigdy nie pcha się na świecznik. Nie lubię stać z przodu. A tu taki wpis i to na pierwszym planie. Jakoś dziwnie się z tym czuję. No ale w końcu żarty się skończyły, śmiechy ucichły, wszyscy wrócliśmy do pracy. 
Minęła może godzina, jak podeszła do mnie pewna pacjentka, pani Regina, która leczy się u nas w kilku poradniach. Tym razem miała problem z kardiologiem. Zrobiła badanie holterem i martwiła się, że wizytę ma za kilka ładnych miesięcy i do tego czasu badanie straci na aktualności. Uspokoiłam ją, żeby się nie martwiła, bo holtery od razu trafiają na biurko pani doktor i ona na podstawie wyniku decyduje czy trzeba przyspieszyć konsultację pacjentowi czy jednak może on czekać do swojego terminu. Lekarz to kontroluje. Pani Regina się uspokoiła i zwróciła się do mnie tymi słowami: "Pani Kasieńko, ja zawsze w niedzielę oglądam Anioł Pański z Watykanu. Papież Franciszek za każdym razem poleca modlitwie lekarzy, pielęgniarki i wszystkich co w służbie zdrowia pracują. Wie pani co? Ja zawsze wtedy myślę o Pani". Rozpłakałam się, jak to usłyszałam. Wykrztusiłam z siebie tylko "Dziękuję", więcej nie dałam rady, wzruszenie mnie ścisnęło za gardło. Pani Regina zrozumiała. To najpiękniejszy dar, jaki mogłam otrzymać. Nawet nie marzyłam o tym, by ktoś się za mnie modlił, a tu takie zaskoczenie! Obca mi osoba modli się za mnie! Czymże sobie zasłużyłam na coś tak pięknego, niezwykłego, wspaniałego?! Ja, szara, prosta osoba spotkałam swojego ziemskiego anioła, który się o mnie troszczy. Czuję się, jakbym jedną nogą była w niebie.

11 sierpnia 2022   Dodaj komentarz

18.07.2022

Koniec urlopu. Dziś pierwszy dzień w pracy i jak to zwykle bywa, poświęciłam go na ogarnięcie tematu: Co się tu dzieje i co ja tu robię? Zawsze tak mam po urlopie. Jutro już będzie lepiej.
Z przykrością muszę stwierdzić, że nie wypoczęłam nad tym morzem. Nabraliśmy pełne torby ciuchów na upały, a przechodziliśmy te dziesięć dni, w długich gaciach, swetrach, polarach. Zamiast leniuchować na plaży i delektować się szumem fal, każdy dzień zaczynaliśmy od wymyślania wycieczek, żeby nie paść z nudów. I tak jeździliśmy, łaziliśmy i szukaliśmy sobie zajęcia na siłę. Męczące to było. Mąż stwierdził, że się wyleczył z morza na ładnych kilka lat. Ja od razu zaczęłam kuć żelazo, póki gorące i wypaliłam, że następny urlop chcę spędzić w Górach Sowich. Mąż nic mi na to nie odpowiedział, tylko się tak popatrzył na mnie, jakby pomysł już mu chodził po głowie. Kto wie, czy w przyszłym roku tam nie pojedziemy.
A Bałtyk... Brak ciepłej, słonecznej pogody zepsuł nam wakacje. W zasadzie to nie ma o czym pisać.

18 lipca 2022   Dodaj komentarz

08.07.2022

Jesteśmy od pięciu dni nad morzem. Nad naszym pięknym, polskim Bałtykiem. Wszystko jest piękne, oprócz pogody. Jest zimno, pochmurno i niesamowicie wietrznie. Pomimo tego postanowiłam zrealizować swój zamysł. Zawsze marzyłam o bieganiu po nadmorskiej plaży, więc dziś przyszedł czas na spełnienie tego małego marzenia. Obudziłam się dość wcześnie i pomyślałam: "To jest ten dzień!". Wymknęłam się cichutko z pokoju nie budząc nikogo i troszkę sobie pohasałam tu i tam. Cóż nowego się dowiedziałam?
Pierwsza rzecz - po plaży najlepiej biega się boso. Nawet w najbardziej ubitym przez fale piachu buty grzęzną. Wróciłam przemoczona.
Druga rzecz - zrozumiałam, że dla mnie bieganie w nowym miejscu może być realne dopiero po kilkukrotnym zapoznaniu się z trasą. Mam niestety bardzo słabą orientację w terenie. Na prostej drodze jestem w stanie się zgubić i na plaży też się zgubiłam. Dopóki biegłam w jedną stronę, to było w porządku, ale wrócić już nie potrafiłam. Wszystkie zejścia na plażę wyglądały według mnie tak samo. Nabiegałam się trochę zanim odnalazłam właściwe, a potem znów zgubiłam się między domami. Biegałam w kółko tam i z powrotem, żeby odnaleźć domek, w którym mieszkamy. Mąż się ze mnie śmiał i niedowierzał: "Jak się tu można zgubić?! Taka mała mieścina, wioska wręcz, a ty się tu zgubiłaś?! Dwie drogi na krzyż, łazimy nimi bez przerwy. Jak można się tu zgubić?!". No cóż... Można. Oto cała ja.
Do końca urlopu - tylko spacery. I to w towarzystwie męża.

08 lipca 2022   Dodaj komentarz

03.07.2022

Byłam wczoraj na "Biegu z Gwiazdami". Jak nazwa nakazuje się domyślać, był to bieg nocny, chyba ostatni taki w moim życiu. Nigdy nie biegałam po nocy i teraz przekonałam się, że z gwiazdami biegać nie będę. Po całym dniu aktywności miałam ochotę na pachnącą piżamkę i mięciutką podusię, a tu trzeba było założyć sportowe ciuchy i w drogę. O nie! Byłam tak wykończona po powrocie, że nawet się nie umyłam, wprost rzuciłam się na łóżko tak, jak stałam i usnęłam. Ale to nie wszystko. Podjęłam bardzo ważną decyzję.
W przyszłym roku zapisuję się tylko na biegi charytatywne. Nie rajcuje mnie ściganie się. Nie mam ochoty walczyć o każdą sekundę do mety. Już nie będę walczyć z samą sobą. Etap z górnolotnymi hasłami o pokonywaniu własnych słabości mam już za sobą. Absolutnie nie podniecam się też medalami. Nigdy nie miałam i nie mam wystawy własnych trofeów. Każdy jeden zdobyty medal ląduje w kartonowym pudle na dnie szafy. Po co więc biegam? Dla siebie. Uprawiam bieganie dla samego biegania. A to można robić za darmo. Nie muszę dawać komuś kasy, żeby odebrać blaszkę na sznurku i dowiedzieć się, że na mecie byłam w drugiej setce biegaczy. Szkoda na to pieniędzy. Pieniądze mogę dać wtedy, gdy wiem, że będą przeznaczone na jakąś fundację, czyjeś leczenie, odnowę przyrody, pomoc bezdomnym zwierzętom, itp. Wówczas opłata za bieg ma dla mnie sens. Poza tym ludzie na biegach charytatywnych są bardziej uśmiechnięci, wyluzowani, zadowoleni z tego, że biegną.
Wczoraj to był jakiś inny świat, nie mój. Wszyscy nabuzowani adrenaliną jak te dziki, prący za wszelką cenę do mety. Czułam się tam obco. Jednak musiałam to przeżyć, żeby dojść do takich wniosków. Do końca roku mam kilka takich biegów, jak ten wczorajszy. Może pobiegnę, skoro już się zapisałam... Może nie pobiegnę, oleję sprawę. Nie wiem, co zrobię. Wiem jedno - biegać warto, ale dla siebie, dla zdrowia. Takie spendy biegowe to nie jest moja bajka.
Podsumowując: przyszły rok będzie wyglądał zupełnie inaczej, będzie rokiem charytatywności.

03 lipca 2022   Dodaj komentarz

30.06.2022

Od trzech dni wydzwaniał do mnie jakiś numer. Jednak zawsze tak się składało, że nie mogłam odebrać, bo albo pacjent stał przy okienku, albo ja stałam w sklepie w kolejce do kasy, albo brałam prysznic... Zawsze coś uniemożliwiało mi odebranie połączenia z tego nieznanego numeru. Aż dziś się udało. Odebrałam i oniemiałam. Dzwoniła pani z Amnesty International Polska, żeby mi podziękować za moje zaangażowanie w sprawy kobiet w Polsce. W pierwszej chwili nie kojarzyłam o co chodzi, ale potem przypomniałam sobie, że rzeczywiście w ubiegłą niedzielę podpisałam petycję w sprawie umożliwienia kobietom legalnej aborcji. Uważam, że obecne polskie prawo jest bardzo szkodliwe w tym względzie. Głosami PiS i ich koalicjantów chwalono całkowity zakaz aborcji, co jest wręcz nieludzkie. Być może posłom w przypływie fałszywego katolicyzmu się wydaje, że chronią w ten sposób dzieci i że to jest takie piękne, religijne postępowanie. Nie, nie, nie. To jest fałszywe postępowanie. Ktoś chcąc uspokoić własne sumienie, skazał kobiety na katorgę fizyczną i psychiczną, a chore, nienarodzone dzieci na powolną agonię w cierpieniach. Komuś może się wydawać, że jak powiedział "tak" ustawie antyaborcyjnen a potem w kościele łyknął komunię, to już może spać spokojnie, ale to bardzo złudne myślenie. Kiedyś do tych wszystkich posłów-osłów dotrze krzyk gwałconych kobiet, które są zmuszone urodzić owoc tego gwałtu, nierzadko owoc znienawidzony. Usłyszą kiedyś płacz matek rodzących dziecko bez mózgu po to, aby patrzeć jak umiera. Usłyszą rozpacz osieroconych dzieci, których mama zmarła przy porodzie, bo mimo zagrożenia jej życia, zmuszono ją do tego porodu. Wiele kobiet wybiera drogę heroizmu poświęcając wszystko dla nowego życia, które nosi pod sercem. Ale nie można nikogo do tego heroizmu zmuszać. Żaden człowiek nie jest uprawniony do tego, żeby nakazywać kobiecie drogę świętości. Będzie chciała, to ją wybierze. Sama zadecyduje. Nikt, żaden poseł, policjant, ksiądz, prezydent nie może jej tego narzucać. Obecne prawo w ogóle nie sprawi, że liczba aborcji w Polsce spadnie. Jedyne, co osiągnięto poprzez takie absurdalne przepisy, to rozwinięcie aborcyjnego podziemia. Kobiety i tak będą się decydować na przerwanie ciąży, tylko że w warunkach urągających człowieczeństwu, w brudzie i smrodzie. Kogo będzie finansowo stać, wyjedzie za granicę i tam to zrobi. Komu się nie uda, wyrzuci dziecko do śmietnika, spali w piecu, utopi w studni. Już media donoszą o takich strasznych zbrodniach, a będzie tego coraz więcej. Jak słusznie zauważa Amnesty International zakaz aborcji idzie w parze z zakazem antykoncepcji, co jeszcze bardziej pogarsza sytuację.
Kolejny raz powtórzę, że polska ustawa antyaborcyjna to ułuda pomocy i uciszenie fałszywie religijnych poselskich sumień. Dlatego podpisałam tą petycję Amnesty. Jednak telefonu od nich się absolutnie nie spodziewałam. Wspieram wiele instytucji, organizacji charytatywnych, jednak jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby ktoś mi tak osobiście i bezpośrednio podziękował. Cieszę się, że mój głos został dostrzeżony, nie zginął pośród tysięcy innych głosów i mam nadzieję, że nie pójdzie na marne.

30 czerwca 2022   Dodaj komentarz

25.06.2022

Moja córcia skończyła już 18 lat. Boże, jak ten czas zleciał! Pamiętam jak się rodziła, jak przywiozłam ją ze szpitala. Była taka maleńka. Miała na sobie żółte śpioszki i żółtą czapeczkę - jak słoneczko. Wiele razem przeszłyśmy. Ma trudny charakter, wręcz bardzo trudny i trzeba umieć z nią postępować, rozmawiać, żyć. Gdy wchodziła w okres buntu młodzieńczego, nie raz mnie nazwała najgorszą matką na świecie. Ale to minęło. Dziś nazywa mnie swoją mamusią i często powtarza, że miałam rację w tej lub tamtej sprawie. Chociaż taka duża, większa niż ja conajmniej o czoło, przychodzi, przytula się i prosi: pogłaskaj po pleckach. Ma swoje zdanie w życiu i stanowczo go broni. A co najważniejsze, ma dobre serce. Uważam, że dobrze ją wychowałam. Życie ją jeszcze wiele nauczy i zasunie kopa, jednak jest na to przygotowana, odporna. Moja kochana Córunia!
Miałam być dzisiaj na półmaratonie w Rybniku, ale zostałam w domu ze względu na gości. Nie żałuję. Córcia zadowolona, rodzinka zadowolona, koleżanki też, więc dla mnie to największe szczęście. Kij tam z jakimś półmaratonem!

25 czerwca 2022   Dodaj komentarz

13.06.2022

Co to się dzisiaj porobiło?! Edyta zwolniła się z pracy. Nie mogę w to uwierzyć!
Nie powiedziała mi nic, kompletnie nic. Dowiedziałam się o wszystkim po przyjściu do pracy od koleżanek. Myślałam, że jesteśmy z Edytą bardziej zżyte. Myliłam się niestety...
Wysłałam jej smsa z pytaniem: "Co się stało?". Potwierdziła, że zwolniła się z pracy i w kolejnej wiadomości zapytała: "Czy wszystko poszło zgodnie z planem?". Szok! Kiedy ostatni raz ze sobą rozmawiałyśmy telefonicznie, mówiła, że podejrzewa knucie w pracy spisku przeciwko niej. Opisywałam to zresztą na blogu. Teraz okazuje się, że ona o knucie tego spisku podejrzewa właśnie mnie! Jestem tak roztrzęsiona, że dobrze, że siedzę.
Nie, nie, nie.. to jest jakiś matrix... to się nie dzieje naprawdę...
Dlaczego akurat ja? Co jej zrobiłam? Nie siedzę na plotach z innymi dziewczynami, zajmuję się swoją robotą i właśnie ja zostałam posądzona o tak nikczemne zachowanie??? Ja???
Dziewczyny mówiły, że gdy Edyta przyszła rano do przychodni, nawet się z nimi nie przywitała, tylko od razu poszła do gabinetu prezeski. Załatwiła, co miała do załatwienia i wyszła bez słowa pożegnania. Wszystkie na rejestracji stały jak osłupiałe, nie wiedzały co się dzieje. Za chwilę bomba z wiadomością wybuchła. Dla mnie to jest totalnie niezrozumiałe. Pierwszy raz w życiu zostałam postawiona wobec tak dziwacznej, głupiej wręcz sytuacji. Ja czasy przedszkola mam już za sobą. Nigdy, przenigdy nie miałam do czynienia z taką dziecinadą. To wygląda tak, jakby obraziła się na wszystkich, a my mamy się domyślić za co. Tak postępuje dorosła osoba? Nawet ja mogę się tylko domyślać, że jestem wszystkiemu winna, bo przecież Edyta palcem na mnie nie pokazała i w cztery oczy mi nic nie wygarnęła. Jedynie na podstawie jakichś haseł i półsłówek każe mi wnioskować, co jej na duszy leży. Dziwne zachowanie. Zaczynam ją podejrzewać o toksyczność. Może to i dobrze, że sama usunęła się z mojego otoczenia...? Jak żyć z człowiekiem, który wymyśla niestworzone historie, robi z siebie ofiarę i zmusza innych do wzięcia winy i odpowiedzialności za taki stan rzeczy? Nie podejrzewałam jej o to. Wydawało mi się, że świetnie się rozumiemy, idziemy tą samą drogą. Dziś przekonałam się, jak bardzo się pomyliłam.
W sumie to mi Edyty żal. Uroiła sobie coś w głowie i uwierzyła w to do tego stopnia, że aż się zwolniła z pracy. Biedna kobieta. Nie będę jej niczego tłumaczyć ani przekonywać, że nie ma racji. Mam nadzieję, że czas pokaże, jak było naprawdę i wtedy zrozumie, w jak wielkim była błędzie. Może to potrwa nawet dobrych kilka lat, ale to już nie będzie moja sprawa. Edyta chce, żeby o niej zapomniano, więc niech tak się stanie.

13 czerwca 2022   Dodaj komentarz

10.06.2022

Ale się wkurzyłam! Cała z nerwów chodzę!
Niedawno opisywałam jak brałam udział w rekrutacji w przychodni rehabilitacyjnej i spotkałam tam sporo koleżanek z mojej byłej pracy. Dziś się dowiedziałam (i to całkiem przypadkiem), że została sporządzona lista tych wszystkich dziewczyn i przesłana mojemu byłemu pracodawcy. Szok! Mój były szef dowiedział się, kto z jego firmy chciał odejść do innej. Jestem tak tym poruszona, że miejsca sobie nie mogę znaleźć. Na pewno palce w tym maczała pani dyrektor, która również pode mną dołki kopała. Nie wiem czym się odwdzięczyła właścicielowi rehabilitacji, ale tak naprawdę to mało istotne. Może mu dała kasę, może d...y, nie obchodzi mnie to. Nie powinien był jej ulegać i łamać prawo. Jak można tworzyć listę kandydatów na jakieś stanowisko i przesyłać innej firmie? Jak można???!!! Nazwać to nieprofesjonalizmem to jak nic nie powiedzieć. To świństwo, chamstwo i kurestwo!
Każde CV jest opatrzone klauzulą RODO, ale ona działa w dwie strony. Pracownik jest zobowiązany do podania informacji o sobie, ale tylko i wyłącznie na potrzeby rekrutacji. To nie może wyjść dalej! Pracodawca ma obowiązek zachować tajemnicę. Nie wolno mu rozpowszechniać informacji kto u niego był i o czym rozmawiano, a po zakończeniu rekrutacji CV musi zostać zniszczone. Natomiast ten tu pajac spisał ładnie nazwiska, jedno po drugim i przekazał pani dyrektor, bo... ona tak chciała. Skandal! Jestem tym oburzona! Dziewczyny, choć wiedzą, co się stało, nie robią nic. Są po prostu zastraszone. Ja się jednak nie boję. Na razie nie podnoszę oficjalnie rabanu, ale do czasu. Jeśli się dowiem, że moje nazwisko znalazło się na tej liście, to nie daruję temu ch...! Zrobię mu niezły dym koło d...y. Mąż mnie uspokaja, że jestem byłym pracownikiem tamtej przychodni i zapewne moje nazwisko się tam nie znalazło, ale ja nie jestem całkiem przekonana. Niech się tylko dowiem! Zobaczymy co dla gnoja będzie cenniejsze - ładne oczy dyrektorki czy własna firma i reputacja. Sąd go nie minie!

10 czerwca 2022   Dodaj komentarz

05.06.2022

Moja dobra passa trwa. Czuję się jak na fali. Z każdym biegiem jest lepiej.
Dziś wskoczyłam na podium! Ależ jestem z siebie dumna! Po raz pierwszy w życiu stanęłam na pudle. Zajęłam 3 miejsce w kategorii K-Open w biegu z okazji 30-lecia samorządności mojego ukochanego miasta. To mój pierwszy raz i mam nadzieję, że nie ostatni, że to początek pięknej medalowej przygody. Moja radość jest tym większa, że nie był to łatwy bieg. Żar lał się z nieba, a stromy podbieg na ostatniej prostej dał mi nieźle w kość. W tych warunkach udało mi się pokonać dużo młodsze ode mnie osoby. Mając 45 lat na karku usłyszałam publicznie swoje nazwisko i brawa. Walczyłam do końca, nie poddałam się i oto spotkała mnie nagroda. Statuetkę wręczył mi sam burmistrz miasta, a telefon zapełnił się cudownymi pamiątkowymi zdjęciami. Jestem szczęśliwa!

05 czerwca 2022   Dodaj komentarz

12.05.2022

Edytę poznałam w przychodni chirurgicznej, do której zostałam kiedyś oddelegowana na trzy miesiące. To bardzo fajna, miła, szczera osoba. Skumplowałyśmy się niemal od razu. Razem ogarniałyśmy firmowy "bajzel", piłyśmy kawy i koktajle, żartowałyśmy i narzekałyśmy. Było super. Potem ściągnęłam ją do mojej nowej przychodni. Jako doświadczona i wykształcona pielęgniarka nie miała absolutnie żadnych problemów ze zdobyciem tej pracy. Przez pewien czas było świetnie. Jakieś trzy miesiące temu zauważyłam, że z Edytą coś jest nie tak. Zrobiła się milcząca, zaczęła ze wszystkimi (także ze mną) rozmawiać służbowo, przestała z innymi pielęgniarkami przesiadywać na kawusi. Nie mówiłam nic, ale widziałam, że coś ją gryzie. Któregoś razu zapytała się mnie, czy ja się na nią obraziłam. Boże! Serce mi mało nie pękło! Ja na nią? A za co?! Nigdy w życiu bym się na nią nie obraziła. Uściskałyśmy się serdecznie, ja to się nieomal popłakałam, pogadałyśmy i myślałam, że to zamknęło sprawę jej dziwnego zachowania. Ale nie. Było odrobinę lepiej, ale nie zdobywała się wobec mnie na szczere, otwarte pogaduszki. Czułam dystans.
Dzisiaj zadzwoniła. To, co mi powiedziała, osłabiło mnie totalnie. Jej zdaniem toczy się w pracy spisek przeciwko niej mający doprowadzić do tego, że się sama zwolni, a ja o tym wszystkim wiem, tylko nie chcę jej poowiedzieć i właśnie o to ma do mnie żal. Słuchałam tego wszystkiego, co mówiła i oczy robiły mi się coraz większe ze zdumienia. Bzdury! Bzdury! Jeszcze raz bzdury! Co ona sobie w głowie uroiła? Jakie ma podstawy, żeby tak sądzić? Oszem, reszta dziewczyn w pracy ma swój własny, wzajemny krąg wsparcia i nie chcą nas, obcych do niego wpuścić. Traktują nas jak koleżanki, ale nigdy nie podzielają naszego zdania. To jest fakt. Z tym się zgadzam bezapelacyjnie. Jednak jestem bardzo daleka od tego, by posądzać kogoś o spiskowanie. To są bardzo poważne oskarżenia. Dziewczyny byłyby skończonymi idiotkami, gdyby dążyły do pozbycia się tak wykształconej, inteligentnej i doświadczonej pielęgniarki jak Edyta. Tacy ludzie w zespole są skarbem. Nie sądzę, żeby spiskowały przeciwko niej. Jednak ona wie swoje. Nie mam pojęcia na jakiej podstawie takie wnioski wysnuwa, ale jest przekonana o własnej racji i nie przyjmuje moich zapewnień, że nie wiem nic o jakichkolwiek działaniach skierowanych przeciwko niej. Ma do mnie pretensje, ma do mnie żal, czuje się skrzywdzona tym, że ja nie chcę jej nic powiedzieć. Ręcę mi opadają z bezsilności. Mam wymyślić jakieś niestworzone historie, żeby ją usatysfakcjonować? Nie będę się w nieskończoność tłumaczyć. Zapewniłam ją kilkukrotnie, że nie biorę udziału w żadnym spisku i o żadnym spisku nie wiem. Co ona zrobi z tymi zapewnieniami, to już jest jej sprawa. Mi jest jej szkoda, bo uwierzyła w coś, co nie jest prawdą. Wmieszała mnie w jakieś rozgrywki, które są kompletną dziecinadą i została tak naprawdę z tym sama. Ja się jej w to wciągnąć nie pozwolę. Była dla mnie jedyną osobą w pracy, przed którą nie bałam się mówić, co myślę, przed którą mogłam być sobą. Teraz jednak się od niej odsunę. Wydaje mi się, że dla niej będzie to tylko potwierdzeniem jej dziwnych teorii, ale już nie dbam o to. Nie chcę się zadawać z ludźmi szukającymi na siłę problemów tam, gdzie ich nie ma.
Już nie mam bliskiej osoby w pracy. Trudno.

12 maja 2022   Dodaj komentarz

07.05.2022

Ależ mam kaca moralnego!
Dawno już nie czułam się tak źle ze sobą. Nawet powiem więcej - nigdy nie przydarzyło mi się, abym nie potrafiła spojrzeć sobie w lustrze w oczy. Nigdy, aż do dzisiaj. Czuję się fatalnie.
Byłam wczoraj na kolejnej rozmowie o pracę. W przychodni weterynaryjnej poszukują rejestratorki. Wysłałam CV, zaproszono mnie na rozmowę, poszłam. Wszystko przebiegło jak z płatka. Oni byli zachwyceni mną, ja nimi. Było tak swojsko wśród zwierzątek, jak w domu, miło, ciepło i przytulnie. Nawet uzgodniliśmy, że w sobotę mam przyjechać na dwie, trzy godziny, żeby zaznajomić się w praktyce z charakterem tej pracy. Aż wreszcie rozmowa zeszła do nieuchronnego momentu - wynagrodzenia. Okazało się, że szefowa nie zaproponuje mi więcej niż najniższą krajową czyli jakieś 2500 na rękę. I w tym momencie zaczęłam się wahać. Właśnie wczoraj włpynęła mi na konto wypłata z mojej obecnej przychodni - 3800. Popatrzyłam na obie kwoty i nabrałam wątpliwości. Pozbyć się 1300 zł z portfela byłoby niezbyt mądre. Znowu miałabym spaść na dno i zacząć się od niego odbijać? Idea pomocy słabszym i bezbronnym zaczęła coraz bardziej rozmywać się w mojej głowie, aż w końcu dziś rano zadzwoniłam do właścicielki weterynarii i powiedziałam, że nie przyjmę tej pracy. Podjęłam męską decyzję, ale przykro mi cholernie z tego powodu. Rozum podpowiada, że dobrze zrobiłam, ale serce płacze.
Gdzie się podziała ta Kasia, która zawsze chciała pracować dla wzniosłych idei, kierowała się pięknymi wartościami, pomoc słabszym stawiała na pierwszym miejscu??? Ta Kasia wybrała pieniądze. Ryczę cały dzień. Mąż mnie wspiera, że podjęłam słuszną decyzję, a ja wciąż nie mogę się pozbierać psychicznie. Mam takiego doła, że szok! Tęsknię za tym miejscem. Rzadko się zdarza, żeby znaleźć się gdzieś i od razu poczuć się jak u siebie. Mi się to właśnie przytrafiło i zostawiłam to z powodu pieniędzy. Zostawiłam to, bo gdzieś dadzą mi więcej! Jestem wstrząśnięta swoim zachowaniem, zszokowana i zniesmaczona! Do tego stopnia mną to poruszyło, że powiedziałam mężowi, iż kończę wszelkie poszukiwania pracy. Zostaję tu, gdzie obecnie pracuję i na tym koniec. Nikt nigdzie nie da mi na start tyle, abym nie była stratna. Doszłam do niezłego poziomu finansowego i na tym poprzestanę. Nie chcę znowu trafić do miejsca, które pokocham i będę musiałą z niego zrezygnować z powodu kiepskiej wypłaty. Drugi raz nie chcę tego przeżywać. Nie i już! Koniec!

07 maja 2022   Dodaj komentarz

28.04.2022

Kiedy sie rodzisz, wsiadasz do pociągu, poznajesz Rodziców.
Myślisz, że zawsze będą podróżować z Tobą.
Jednak na pewnej stacji wysiadają i zostajesz sam...

W miarę upływu czasu wsiadają inni.
Są ważni - to przyjaciele, znajomi, nasze dzieci, czasem miłość naszego życia.
Wielu z nich zrezygnuje z tej podróży, zostawiając większą lub mniejszą pustkę.
Inni będą tak dyskretni, że nie zauważymy, iż opuścili swoje miejsca.

Ta podróż pociągiem jest pełna radości, smutku, oczekiwań, szczęścia i pożegnań.

Sukces tej podróży polega na dobrych stosunkach ze wszystkimi pasażerami pod warunkiem, że dajemy z siebie wszystko, co najlepsze.

Nie wiadomo na jakiej stacji skończy się ta podróż, więc bądź szczęśliwy, kochaj, wybaczaj. Ważne jest, aby tak żyć, ponieważ kiedy wysiądziemy z pociągu, będziemy musieli zostawić wspomnienia tym, którzy kontynuują swoją podróż. Niech więc pozostaną piękne wspomnienia.

Bądźmy szczęśliwi z tego, co mamy i dziękujmy codziennie, że nasza podróż ciągle trwa. 

28 kwietnia 2022   Dodaj komentarz

25.03.2022

Z każdą kolejną rozmową o pracę trafiam coraz gorzej.
Tym razem poszukiwano rejestratorki w przychodni rehabilitacyjnej. Napaliłam się na to strasznie! Cieszyłam się jak dziecko. Jechałam na rozmowę tak pełna optymizmu i wiary we własne możliwości, jak nigdy. Miałam wrażenie, że ta praca jest na wyciągnięcie ręki, że na mnie czeka, że już jest moja. I co? I d...a! Wchodzę, a tam cały sztab koleżanek z mojej byłej pracy, z której odeszłam przez mobbing. Na dodatek wszystkie sobie pogadywały z rehabilitantami jak z kolegami, na "ty". Wprawdzie z dziewczynami przywitałam się bardzo serdecznie, bo przecież nic do nich nie mam i nadal się lubimy, ale pomyślałam sobie: "Gdzieś ty Kasia trafiła? Po co żeś ty tu przyszła? Przecież nie masz szans!". Cała moja nadzieja na pracę w tym momencie została pogrzebana. A to nie koniec niespodzianek. Wchodzę do właściciela na rozmowę, a on do mnie z tekstem: "Ja panią znam.". Moja mina chyba wystarczająco wyrażała zaskoczenie, bo gość ciągnął dalej: "Z liceum panią pamiętam. Jak pani była w klasie maturalnej, to ja byłem w pierwszej.". No to wszystko jasne. Ja faceta nie pamiętam, bo będąc w czwartej klasie nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby oglądać się za pierwszakami. No ale mój mąż dorobił do tego swoją teorię, jakobym wpadła w liceum w oko temu jegomościowi, tylko wtedy był nieśmiały i do mnie nie zagadał. Oczywiście wyśmiałam tę odkrywczą teorię męża, bo niby co - wtedy spodobałam się jakiemuś nastolatkowi i czekał na mnie 30 lat, żeby się ze mną spotkać na rozmowie kwalifikacyjnej??? Bzdura kompletna! Wracając do samej rozmowy, to przebiegała w bardzo miłej, swobodnej atmosferze. Pogadaliśmy sobie spokojnie, na luzie. I tyle. Myślę, że tej roboty nie dostanę. Konkurencja jest zbyt duża. Nie mam złudzeń. Potraktuję to po prostu jako zdobycie kolejnego doświadczenia. Nic poza tym.

25 marca 2022   Dodaj komentarz

31.12.2021

2021 odchodzi, czas więc na osobiste podsumowanie roku.
Jeszcze dwa miesiące temu myślałam, że w Sylwestra będę euforycznie opisywać swoje tegoroczne biegowe sukcesy, ale nic z tego. Życie pokrzyżowało mi plany. Chociaż cały rok był nawet fajny, spokojny, szczęśliwy, to grudzień poturbował mnie na tyle mocno, że ta euforia prysła jak bańka mydlana. Covid bardzo dużo mi zabrał. Zabrał mi tatę, i to w tak szybkim tempie, że ciągle nie mogę się otrząsnąć. Ciągle mi go brak, brak jego dowcipów, rozmów, po prostu jego obecności. Patrzę na prezent gwiazdkowy, który mu przygotowałam. Już nie zdążył go odebrać i się nim nacieszyć. Patrzę i płaczę.
Okrutny covid zmusił tatusia do cierpienia, bólu, męczarni. Dlaczego? Był takim dobrym człowiekiem. Mówią: "Jakie życie, taka śmierć". Nieprawda. Tatko nie zasłużył sobie na tak straszną śmierć. Przeklęty covid!
Moje treningi też mocno ucierpiały. Najpierw moja choroba i izolacja zmusiły mnie do siedzenia w domu. Potem problemy taty sprawiły, że zapomniałam na pewnien czas o bieganiu. Nie pobiłam rekordów z 2020 roku, ani w biegach, ani w chodzie, ani nawet na bieżni. Ale nic to. Noszę bransoletkę z serduszkiem i grawerem "Tato". Teraz on będzie biegał ze mną i pomoże mi nadrobić to, co straciłam w tym roku. On będzie moją siłą.
Czas powiedzieć "trudno", podnieść się życiowo i spojrzeć w przyszłość. Od jutra zaczynam walczyć na nowo. Z Tatą.

31 grudnia 2021   Dodaj komentarz

25.12.2021

Tato, tak bardzo mi Cię brakuje...

*25.02.1947     +19.12.2021

25 grudnia 2021   Dodaj komentarz

18.12.2021

Dostałam dziś prawdziwy biegowy wycisk. Umówiliśmy się w trójkę na trening - Endrju, jego przyjaciel Wojtek i ja. Takiego biegania jeszcze nie doświadczyłam, a wszystko za sprawą Wojtka. Od razu, od pierwszego kroku wysunął się na czoło naszej małej grupki. Wysoki, z nogami długimi i umięśnionymi gnał do przodu jak pocisk. Ledwo łapałam oddech, próbując mu dotrzymać kroku. Może to jeszcze osłabienie pocovidowe tak na mne działało, a może (i to uważam za bardziej prawdopodobne) to Wojtek jest tak mocnym zawodnikiem. Było mi nieraz aż głupio, że tak go spowalniam. Miałam wrażenie, że patrzy na mnie z politowaniem. Chyba nie tego się spodziewał, zgadzając się na bieg ze mną. On chciał szybciej, mocniej, a ja truchcik... W tym wszystkim najbardziej było mi żal Andrzeja, który w tej sytuacji znalazł się między młotem i kowadłem. Widziałam, jak się rwie do Wojtka, do przodu, ale wtedy zostałabym sama w tyle, na co on nie chciał pozwolić. Naprawdę było mi go żal.
Ja się chyba nie nadaję na takie treningi. Nie lubię być czyimś balastem. To już lepiej pobiegać w swoim tempie, choć samotnie. Kiedyś, w którymś wpisie wyraziłam się, że jestem samotnym wilkiem. I to jest prawda. Z nikim nie jest mi tak dobrze, jak ze sobą. Znów się o tym przekonałam. Chyba niezbyt prędko wrócę do biegania w grupie. Z Andrzejem to bym się może jeszcze wybrała, ale z Wojtkiem już nie chcę. On potrzebuje mocnych wrażeń, rywalizacji, szybkiego tempa. We mnie tego nie znajdzie. Usunę mu się z drogi. Jesteśmy zbyt różni, by można było stworzyć biegowy team.

18 grudnia 2021   Dodaj komentarz

10.12.2021

Jest źle. Bardzo źle.
Od tygodnia wiadomo było, że rodziców dopadł covid. Jak tylko skończyłam swoją izolację, przyjeżdżałam do nich codziennie i usilnie prosiłam, żeby zrobili wymazy. Pomogłabym im wygenerować skierowania, zawiozłabym na badania i przywiozła do domu. A oni tylko "nie" i "nie".. Oboje byli nieugięci, a choroba postępowała. W środę już było pogotowie do taty. Zrobili mu wymaz. Wyszedł oczywiście pozytywny, ale tato nie wyraził zgody na zabranie do szpitala. Podpisał odmowę leczenia. Brakło mi słów. Jedyne co mi się udało, to przekonać mamę, żeby sama się leczyła. Pogotowie przyjechało drugi raz. Objeździli z nią kilka szpitali i nigdzie nie było miejsca. Trafili w końcu do Katowic, do tymczasowego szpitala na lotnisku. Jednak tam wymaz wyszedł negatywny, w związku czym jej nie przyjęto i wróciła do domu. Zostałam już u rodziców. Stan ojca stale się pogarszał. Mimo to ciągle był przytomny i nie wyrażał zgody na wezwanie karetki. Do końca życia będę miećprzed oczami obraz, jak klęczę przy jego łóżku i ze łzami w oczach błagam: "Tatuś, zgódź się na pogotowie. Brak ci tlenu, nie masz czym oddychać. Zgódź się.". A on z nerwami wręcz odpowiedział: "Nie!". Dopiero jak już nie mógł mówić i tylko jęczał wezwałam karetkę, bo wiedziałam, że tato już nie odmówi. Już nie miał sił, żeby odmówić. Zabrali go podłączonego do respiratora z saturacją 31% i temperaturą 40,3°C. Jest na OIOM-ie w stanie krytycznym, ale żyje, walczy. Dziś załatwiłam teleporadę dla mamy. Dostała leki i też walczy. Mama z tego wyjdzie, wiem to. Nie muszę jej do niczego przekonywać. Ma świadomość tego, że trzeba zjeść, połknąć tabletki, dużo pić. Ona pokona to choróbsko. Co z ojcem będzie - nie wiem, ale odkąd pogotowie go zabrało jestem spokojniejsza. Jest teraz pod dobrą, właściwą opieką. Nareszcie w nocy zasnęłam i dobrych parę godzin spałam. Zaczęłam też jeść, bo przez te nerwy w ostatnich dniach nawet nie myślałam o jedzeniu. Także ja też wrcam do normalności.
Boję się o tatę. Nie chcę go stracić. Tli się we mnie nadzieja, że skoro przeżył noc, to przeżyje w ogóle i wróci do nas. Nie wiem dlaczego on tak usilnie chcał umrzeć i to w takich męczarniach. Jak wróci, może będzie miał do mnie pretensje, że bez jego zgody wezwałam pogotowie, ale ja już o to nie dbam. Zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy, żeby go ratować. Nie mogłam siedzieć i nic nie robić, bo on tak wybrał, tak sobie życzył. Nie mogła, bo inaczej sama odebrałabym sobie życie. Wyrzuty sumienia by mnie zjadły.
Nie wiem w jakim stanie tato wróci do nas. Modlę się, żeby wrócił w ogóle.

10 grudnia 2021   Dodaj komentarz

05.12.2021

No w końcu! Wolność! Izolacja przechodzi w niepamięć!
Czekałam na ten dzień z utęsknieniem. Gdy wyszłam rano z domu w swoim biegowym stroju i zrobiłam pierwsze biegowe kroki, gęba mi się roześmiała od ucha do ucha. Powtarzałam tylko w myślach: "Nareszcie! Nareszcie!". Biegłam sobie pomalutku, truchcikiem. Wiedziałam, że nie mogę szaleć. Organizm mam jeszcze słaby. Płuca nie pracują jak dawniej, w związku z tym serce też nie. Ciągnąc dalej, mięśnie są niedostatecznie natlenione, nieco zwiotczałe i zastane. Biorąc to wszystko pod uwagę postanowiłam przebiec jedynie moją stałą trasę 5 km. Wróciłam do domu wykończona. Ostatni raz tak się czułam 2 lata temu, gdy zaczynałam swoją biegową przygodę. Ale tak naprawdę to zmęczenie kompletnie nie jest ważne. Ważne jest szczęście, które mi dał ten bieg. Czułam się wolna jak ptak. Czułam się zwycięzcą. Endrju mnie zapewnił, że z każdym kolejnym biegiem będzie lepiej i migiem odbuduję swoją formę. Pomalutku, ale stale do przodu. Powrót do regularnych treningów to klucz do sukcesu. Nieważne, że powoli, że spacerkiem. Ważne, żeby się nie poddać, nie odpuścić. Tak zrobie. Nie odpuszczę!
Boże! Jakie to bieganie jest cudowne!

05 grudnia 2021   Dodaj komentarz
< 1 2 3 4 5 >
Kasia7911 | Blogi