12.05.2022
Edytę poznałam w przychodni chirurgicznej, do której zostałam kiedyś oddelegowana na trzy miesiące. To bardzo fajna, miła, szczera osoba. Skumplowałyśmy się niemal od razu. Razem ogarniałyśmy firmowy "bajzel", piłyśmy kawy i koktajle, żartowałyśmy i narzekałyśmy. Było super. Potem ściągnęłam ją do mojej nowej przychodni. Jako doświadczona i wykształcona pielęgniarka nie miała absolutnie żadnych problemów ze zdobyciem tej pracy. Przez pewien czas było świetnie. Jakieś trzy miesiące temu zauważyłam, że z Edytą coś jest nie tak. Zrobiła się milcząca, zaczęła ze wszystkimi (także ze mną) rozmawiać służbowo, przestała z innymi pielęgniarkami przesiadywać na kawusi. Nie mówiłam nic, ale widziałam, że coś ją gryzie. Któregoś razu zapytała się mnie, czy ja się na nią obraziłam. Boże! Serce mi mało nie pękło! Ja na nią? A za co?! Nigdy w życiu bym się na nią nie obraziła. Uściskałyśmy się serdecznie, ja to się nieomal popłakałam, pogadałyśmy i myślałam, że to zamknęło sprawę jej dziwnego zachowania. Ale nie. Było odrobinę lepiej, ale nie zdobywała się wobec mnie na szczere, otwarte pogaduszki. Czułam dystans.
Dzisiaj zadzwoniła. To, co mi powiedziała, osłabiło mnie totalnie. Jej zdaniem toczy się w pracy spisek przeciwko niej mający doprowadzić do tego, że się sama zwolni, a ja o tym wszystkim wiem, tylko nie chcę jej poowiedzieć i właśnie o to ma do mnie żal. Słuchałam tego wszystkiego, co mówiła i oczy robiły mi się coraz większe ze zdumienia. Bzdury! Bzdury! Jeszcze raz bzdury! Co ona sobie w głowie uroiła? Jakie ma podstawy, żeby tak sądzić? Oszem, reszta dziewczyn w pracy ma swój własny, wzajemny krąg wsparcia i nie chcą nas, obcych do niego wpuścić. Traktują nas jak koleżanki, ale nigdy nie podzielają naszego zdania. To jest fakt. Z tym się zgadzam bezapelacyjnie. Jednak jestem bardzo daleka od tego, by posądzać kogoś o spiskowanie. To są bardzo poważne oskarżenia. Dziewczyny byłyby skończonymi idiotkami, gdyby dążyły do pozbycia się tak wykształconej, inteligentnej i doświadczonej pielęgniarki jak Edyta. Tacy ludzie w zespole są skarbem. Nie sądzę, żeby spiskowały przeciwko niej. Jednak ona wie swoje. Nie mam pojęcia na jakiej podstawie takie wnioski wysnuwa, ale jest przekonana o własnej racji i nie przyjmuje moich zapewnień, że nie wiem nic o jakichkolwiek działaniach skierowanych przeciwko niej. Ma do mnie pretensje, ma do mnie żal, czuje się skrzywdzona tym, że ja nie chcę jej nic powiedzieć. Ręcę mi opadają z bezsilności. Mam wymyślić jakieś niestworzone historie, żeby ją usatysfakcjonować? Nie będę się w nieskończoność tłumaczyć. Zapewniłam ją kilkukrotnie, że nie biorę udziału w żadnym spisku i o żadnym spisku nie wiem. Co ona zrobi z tymi zapewnieniami, to już jest jej sprawa. Mi jest jej szkoda, bo uwierzyła w coś, co nie jest prawdą. Wmieszała mnie w jakieś rozgrywki, które są kompletną dziecinadą i została tak naprawdę z tym sama. Ja się jej w to wciągnąć nie pozwolę. Była dla mnie jedyną osobą w pracy, przed którą nie bałam się mówić, co myślę, przed którą mogłam być sobą. Teraz jednak się od niej odsunę. Wydaje mi się, że dla niej będzie to tylko potwierdzeniem jej dziwnych teorii, ale już nie dbam o to. Nie chcę się zadawać z ludźmi szukającymi na siłę problemów tam, gdzie ich nie ma.
Już nie mam bliskiej osoby w pracy. Trudno.