31.12.2021
2021 odchodzi, czas więc na osobiste podsumowanie roku.
Jeszcze dwa miesiące temu myślałam, że w Sylwestra będę euforycznie opisywać swoje tegoroczne biegowe sukcesy, ale nic z tego. Życie pokrzyżowało mi plany. Chociaż cały rok był nawet fajny, spokojny, szczęśliwy, to grudzień poturbował mnie na tyle mocno, że ta euforia prysła jak bańka mydlana. Covid bardzo dużo mi zabrał. Zabrał mi tatę, i to w tak szybkim tempie, że ciągle nie mogę się otrząsnąć. Ciągle mi go brak, brak jego dowcipów, rozmów, po prostu jego obecności. Patrzę na prezent gwiazdkowy, który mu przygotowałam. Już nie zdążył go odebrać i się nim nacieszyć. Patrzę i płaczę.
Okrutny covid zmusił tatusia do cierpienia, bólu, męczarni. Dlaczego? Był takim dobrym człowiekiem. Mówią: "Jakie życie, taka śmierć". Nieprawda. Tatko nie zasłużył sobie na tak straszną śmierć. Przeklęty covid!
Moje treningi też mocno ucierpiały. Najpierw moja choroba i izolacja zmusiły mnie do siedzenia w domu. Potem problemy taty sprawiły, że zapomniałam na pewnien czas o bieganiu. Nie pobiłam rekordów z 2020 roku, ani w biegach, ani w chodzie, ani nawet na bieżni. Ale nic to. Noszę bransoletkę z serduszkiem i grawerem "Tato". Teraz on będzie biegał ze mną i pomoże mi nadrobić to, co straciłam w tym roku. On będzie moją siłą.
Czas powiedzieć "trudno", podnieść się życiowo i spojrzeć w przyszłość. Od jutra zaczynam walczyć na nowo. Z Tatą.