18.12.2021
Dostałam dziś prawdziwy biegowy wycisk. Umówiliśmy się w trójkę na trening - Endrju, jego przyjaciel Wojtek i ja. Takiego biegania jeszcze nie doświadczyłam, a wszystko za sprawą Wojtka. Od razu, od pierwszego kroku wysunął się na czoło naszej małej grupki. Wysoki, z nogami długimi i umięśnionymi gnał do przodu jak pocisk. Ledwo łapałam oddech, próbując mu dotrzymać kroku. Może to jeszcze osłabienie pocovidowe tak na mne działało, a może (i to uważam za bardziej prawdopodobne) to Wojtek jest tak mocnym zawodnikiem. Było mi nieraz aż głupio, że tak go spowalniam. Miałam wrażenie, że patrzy na mnie z politowaniem. Chyba nie tego się spodziewał, zgadzając się na bieg ze mną. On chciał szybciej, mocniej, a ja truchcik... W tym wszystkim najbardziej było mi żal Andrzeja, który w tej sytuacji znalazł się między młotem i kowadłem. Widziałam, jak się rwie do Wojtka, do przodu, ale wtedy zostałabym sama w tyle, na co on nie chciał pozwolić. Naprawdę było mi go żal.
Ja się chyba nie nadaję na takie treningi. Nie lubię być czyimś balastem. To już lepiej pobiegać w swoim tempie, choć samotnie. Kiedyś, w którymś wpisie wyraziłam się, że jestem samotnym wilkiem. I to jest prawda. Z nikim nie jest mi tak dobrze, jak ze sobą. Znów się o tym przekonałam. Chyba niezbyt prędko wrócę do biegania w grupie. Z Andrzejem to bym się może jeszcze wybrała, ale z Wojtkiem już nie chcę. On potrzebuje mocnych wrażeń, rywalizacji, szybkiego tempa. We mnie tego nie znajdzie. Usunę mu się z drogi. Jesteśmy zbyt różni, by można było stworzyć biegowy team.
Dodaj komentarz