97. **
Przyjechałam dziś do pracy i zaraz na wejściu natknęłam się na panią prezes. "Jak się pani już ze wszystkim ogarnie, zapraszam do siebie na krótką rozmowę". Złowrogo zabrzmiały te słowa. Z jednej strony wiem, że pani prezes to bardzo dobry człowiek. Zawsze stoi po stronie pracownika, co nie raz miałam okazję zaobserwować, więc teoretycznie nie było się czego bać. Z drugiej strony stanowczy ton głosu tej kobiety mnie zmroził i postawił na baczność. Cała sytuacja wyglądała tak, jakby czekała na mnie, żeby osobiście wezwać mnie do siebie. Przebierałam się szybko i myślałam tylko: "Na pewno opierdol, ale za co?". Weszłam w końcu do gabinetu, a pani prezes łagodnym głosem do mnie mówi: "Zacznijmy od ściągnięcia maseczki, bo chcę widzieć pani twarz". Od razu zrobiło się jakoś luźniej, pogodniej, weselej. Okazało się, że takie spotkanie było przeprowadzane z każdym pracownikiem w związku ze zmianami organizacyjnymi w firmie. Czyli nie taki diabeł straszny... Mało tego, wyszłam z gabinetu wprost rozanielona. Usłyszałam tyle komplementów pod swoim adresem, że szok. Pani prezes rozpływała się nad moim spokojem, opanowaniem, podejściem do pacjenta. Podziękowała(!) mi, że dołączyłam do jej zespołu. Czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłam. Było mi bardzo miło słyszeć to wszystko, ale byłam też trochę speszona. Pani prezes chciała mnie uprzedzić o zmianach w grafiku i prosić, żebym się nie gniewała na nikogo za tą całą reorganizację, bo byłoby jej ogromnie przykro, gdybym przez to straciła serce do pracy lub co gorsza odeszła. Rany! Odejść?! Przez zmianę grafiku???! Uważam siebie za koleżeńską osobę. Nikogo nie oceniam z góry, nie przypinam łatek. Ale też się nie spoufalam, nie uzewnętrzniam, nie szukam przyjaźni. Mam wyraźnie zaznaczoną granicę między koleżeństwem a przyjaźnią. Wydaje mi się, że to dobra postawa. Pozwala mi ona współpracować z każdym, być w zdrowych relacjach z ludźmi nie robiąc jednocześnie nic wbrew sobie. Uspokoiłam panią prezes, że nie mam zamiaru obrażać się na grafik, ani na żadną z dziewczyn. Jestem elastyczna i bardzo dobrze czuję się w tej pracy. W porównaniu z poprzednią przychodnią, to teraz mam raj. Nie wchodzę na rejestrację zestresowana, śpię w nocy spokojnie, po prostu nie boję się pracy. Mam zamiar utrzymać taki stan rzeczy możliwie najdłużej. Jeszcze nie tak dawno nie mogłam znaleźć sobie miejsca w tej przychodni, a dziś czuję, że jest mi tu coraz lepiej. Dziewczyny trochę złagodniały (nie wiem czy to dzięki mojej postawie, czy nie), nie ma już tych gburowatych wrzasków do pacjentów. Ja z kolei nabrałam pewności siebie i wydaje mi się, że zaczynamy się uzupełniać. Na dowód tego podsłuchałam rozmowę pielęgniarek, że "...wielka szkoda, że Kasię nam zabierają na drugą zmianę". Miłe to.
Ale i tak nie ma lepszej motywacji do pracy niż pochwały z ust szefowej... :)