99. **
Tym razem będzie totalnie babski wpis, nie mający z bieganiem nic wspólnego.
Pazurki.
Każda kobieta lubi pochwalić się pięknymi, zadbanymi dłońmi. Był okres w moim życiu, gdy regularnie robiłam sobie żelowe paznokcie. Trwało to dobre dwa lata z hakiem. Aż przyszedł Sylwester 2019. Siedzieliśmy sobie z mężem na kanapie sącząc winko i dyskutując na różne tematy. Jak to się stało, że wzięliśmy na cel moje paznokcie, nie wiem. W każdym razie mąż rzucił hasłem: "Ty bez tych żeli żyć nie możesz". Ja, jak to ja, muszę być kontra, więc od razu wypaliłam: "Wcale nie muszę ich robić i łatwo ci to udowodnię. Nie będę robić sztucznych paznokci przez cały 2020 rok. To jest moje noworoczne postanowienie.". Uśmiechnął się pod nosem: "Nie wytrzymasz". A ja do niego: "Wytrzymam!". No i wytrzymałam. Mało tego - do tego stopnia się odzwyczaiłam od żelowych pazurków, że wcale za nimi nie tęsknię, choć czas próby dawno minął. Nie mam zamiaru do nich wracać, w naturalnych jest mi o niebo lepiej i wygodniej.
Mimo wszystko nie chcę wyglądać jak córka ubogiego krewnego i zależy mi, żeby moje paznokcie miały ładny, zadbany wygląd. Sama zwaracam uwagę na stan dłoni osób, z którymi rozmawiam, bo uważam, że są one wizytówką człowieka. Długo myślałam co z tymi paznokciami zrobić i znalazłam rozwiązanie: manicure japoński. Coś idealnego dla mnie. Jest on bardzo prosty w wykonaniu. Tak długo poleruje się paznokcie specjalną pastą, aż zaczną błyszczeć. Efekt jest wprost cudowny. Długo się nie namyślając, zapisałam się na wizytę u manicurzystki. Właśnie wróciłam...
Jestem mega niezadowolona! Tak spartaczonej roboty to ja jeszcze nie widziałam. Jak można zawalić tak proste zadanie???! Nie rozumiem. Przecież tu tylko trzeba wziąć polerkę do ręki, nałożyć pastę i pocierać pazonkieć. Czy może być coś łatwiejszego? A jednak! Okazuje się, że coś tak banalnego jak manicure japoński też można zepsuć. Moje paznokcie są krzywo wypiłowane, polerka kończy się w połowie płytki, a kciuki pomiędzy bruzdami nie są ruszone w ogóle. Nie wiem, może to dziewczę się dopiero uczyło..... Ale w takim razie jak ona radzi sobie z żelami, hybrydami, tytanami, skoro takiej łatwizny nie potrafi? Jestem rozczarowana. Dobrze, że to coś (bo manicurem tego nazwać nie można) kosztowało tylko 40 zł. Trudno, jakoś odżałuję. Mąż obiecał kupić mi cały zestaw do japonka, żebym mogła sama robić sobie takie paznokcie. I ma rację. Co sobie zrobię, to będę mieć. Nie będę musiała się nigdzie umawiać, czekać na termin i efekt końcowy zawsze będzie zadowalający.
A na tą dziewuchę jestem wprost wściekła. To, z czym wróciłam do domu to jest tragedia, a nie paznokcie.