34. **
Dziś dzień dość powszechnie uznany za pechowy - piątek 13-go. Koronawirus szaleje. Polacy robią zapasy żywności jakby wojna miała przyjść. Ogólnie wszędzie ludzi ogarnia panika i wizja końca świata.
Ja tymczasem właśnie dziś wprowadzam zmiany do swojego życia. Mój punkt o innej pracy z noworocznych postanowień zaczyna się realizować. Dostałam dzisiaj od szefa zadanie postawienia na nogi nowej pacówki medycznej, którą kupił. Pojechałam tam od razu na pierwsze rozpoznanie. Łooo matkooo... Toż to obraz nędzy i rozpaczy. Jest to oddział chirurgii krótkoterminowej, który pamięta jeszcze czasy mojego wczesnego dzieciństwa. Ostatni remont był tam chyba w latach 80 ubiegłego wieku... Z jednej strony czuję się niesamowicie wyróżniona przez szefa, że wybrał mnie jako jedyną osobę w firmie od trudnych zadań. Z drugiej strony jestem przerażona tym, co zobaczyłam. Jak to jest w ogóle możliwe, że ten oddział jeszcze działa? Tam jest tyle roboty, że nie wiem od czego zacząć. Całe popołudnie zachodziłam w głowę, jak ja mam tą placówkę dźwignąć z kolan. Tak myślałam i myślałam, aż w końcu powiedziałam sobie: "Dość! Idę pobiegać. Myśleć będę jutro.". I to była świetna decyzja. Biegowy relaks bardzo dobrze mi zrobił. Odpoczęłam, pozbyłam się pesymistycznych myśli i poczułam przypływ mocy. Teraz otworzę sobie winko i będę celebrować fantastyczny wieczór. A o reszcie spraw pomyślę jutro, niczym Scarlett O`Hara.