90. **
"Bestia ze Wschodu" nadciągnęła. W niektórych rejonach kraju mróz sięgnął 25 stopni. U mnie o 6.00 rano było na termometrze -11°C. Wstałam z zamiarem biegania, ale gdy wyszłam na dwór i wpadłam w zaspę śnieżną po kolana, plany biegowe zamieniły się w nordicowe. I tak sobie "pospacerowałam" dwie godziny przecierając śnieżne szlaki. No cóż, nie dziwiło mnie zbytnio to, że ani ulice ani chodniki nie były odśnieżone. W niedzielę o 6.00 rano służby drogowe przecież śpią. Szłam po omacku, nie wiedząc kompletnie gdzie się kończy chodnik, a gdzie zaczyna ulica. Wszystko było przykryte jednolitą białą śniegową pierzyną. Nawet miałam w tym trochę zabawy. Trening był przez to bardziej wymagający. O dziwo, nie zmarzłam aż tak mocno, wręcz się zdziwiłam po powrocie do domu, gdy zobaczyłam lód przyczepiony do spodni i butów. Szłam takim tempem, że nawet nie myślałam o mrozie. Bardziej dokuczały mi kryształki lodu osadzające się na rzęsach. Zrobiłam sobie selfie na pamiątkę warunków, w jakich przyszło mi trenować. Wszyscy oglądający dzisiaj to zdjęcie kręcili z niedowierzaniem głową: "Że tobie tak się chce!". Ano chce! Już dawno się przyzwyczaiłam do tego, że moja pasja dla wielu jest odchyłem od normy. Z tego, co dziś oglądałam i czytałam w internecie jest jeszcze ogrom ludzi, którzy uważają, że my biegacze jesteśmy głupolami, idiotami, debilami. Jeszcze gorsze zdanie kanapowcy mają o morsach. Ja za skarby świata nigdy nie weszłabym do lodowatej wody, więc tym bardziej chylę czoła w podziwie dla tych, co kochają morsowanie. Niestety hejterów jest w Polsce znacznie więcej. Posypały się gromy na grupę biegaczy, którzy właśnie dziś, w mrozie i śniegu urządzili sobie bieg w slipach. Nie chciałam się włączać do facebookowej dyskusji na ten temat, bo nie mam zamiaru kopać się z koniem. Wyzwiska, które tam się posypały wołają o pomstę do nieba. I nie pomogły żadne argumenty zwolenników sportu i hartowania ciała, a były naprawdę mocne i logiczne. Jak ktoś nie chce słuchać, to nie usłyszy i nie zrozumie. Większość z tych pasjonatów ciepłego fotela w wieku 50-60 lat będzie się zmagać z nadciśnieniem, cukrzycą, chorym kręgosłupem i ze zdziwieniem będzie pytać Boga i wszystkich świętych: "Dlaczego??? Przecież całe życie tak bardzo dbałem o swoje zdrowie!!!". Nawet w godzinie śmierci nie dopuszczą do siebie myśli, że sami swoje zdrowie zniszczyli nieodpowiednią dietą i brakiem sportu. Ja sama bardzo żałuję, że tak późno wzięłam się za to bieganie. Ale jak to mówią - lepiej późno niż wcale. Choroby, które się rozwinęły, zostaną ze mną do końca życia. Choć nie mogę się ich już pozbyć, to jednak mogę opóźnić ich rozwój, dlatego tak bardzo mi zależy na każdym treningu. Jeśli chociaż jedna osoba popatrzy na te moje zmagania i pójdzie za moim przykładem, będę szczęśliwa. W dzisiejszych czasach nie mamy innego wyjścia niż sami zadbać o własną odporność. Żadna tabletka ani szczepionka nie da człowiekowi tyle zdrowia co dieta i sport. Ja biję brawo każdemu, komu się chce walczyć o siebie, o własne zdrowie. Fajnie by było gdyby inni też to zrozumieli.