42. **
Od przedwczoraj bieganie na świeżym powietrzu jest dozwolone. Pan minister Szumowski "poluzował" przepisy. Już nie muszę biegać w konspiracji, ukrywać się pod osłoną ciemności.
Generalnie śmieję się z tych obostrzeń wymyślonych przez rząd. Uprawianie sportu na dworze było zakazane, bo przez to mogliśmy się pozakażać koronawirusem. Spacery po lesie również były złem totalnym. Za to koła łowieckie mogły wszystko. 40 chłopów ze strzelbami mogło z okrzykiem "Kupą mości panowie!" wejść w dzicz, wybić połowę zwierzyny leśnej i wszystko było cacy. Hulaj dusza! Powiedziałam, że skoro im wolno mordować jelenie, lisy, sarny, dziki i inne zwierzęta bez ryzyka zarażenia, to mi tym bardziej wolno biec bez robienia krzywdy komukolwiek. I biegałam. Co drugi dzień ranutko wstawałam i znikałam na swoich wiejskich ścieżkach. Maseczka na twarzy oczywiście była obowiązkowo, żeby nikt nie mógł mi zarzucić, że go obchuchałam wirusem i robiłam swoje.
Nadal będę robić swoje. Ale teraz mi pozwolono... O jeju, jeju.. Muszę tylko zasłonić usta i nos i mogę sobie biegać. Teraz PiS mi pozwala. Phi! Wspaniałomyslność ministra i premiera mam z tyłu pleców. Maseczka mi nie przeszkadza absolutnie. Całą zimę biegałam z kominem naciągniętym aż pod oczy, więc dlaczego teraz maseczka miałaby mi przeszkadzać? Na pewno bieganie w maseczce po lesie jest lepsze, niż bieganie bez maseczki w domu wokół stołu. Dbam o siebie, o swoje zdrowie i o to, żeby nikomu, kogo mijam nic złego z mojej strony nie zagrażało. Niech ludzie gadają, niech przeklinają, nawet niech plują. Nikt mi nie będzie dyktować jak ja mam o swoje zdrowie dbać.