106. *
Zbierałam się na małe bieganko i nagle mój synuś zapytał: "Mamo, mogę pobiegać z Tobą?". Stanęłam jak wryta. Zaskoczył mnie swoim pytaniem ogromnie. W tym momencie do szczęścia nic więcej nie było mi potrzeba. Po prostu miód na moje uszy. Obiecałam, że jak tylko wrócę ze swojego biegania, wezmę go na inną trasę. Podczas, kiedy ja pokonywałam moje 8 km, on czekał w domu dzielnie. Ubrałam go w dres, czapkę, dałam mu swój buff (z czego był niesamowicie zadowolony), butki i pobiegliśmy. Nie wiem, kto był bardziej szczęśliwy - on czy ja. Widziałam tą radość na jego buzi, że biegnie, że robi to, co mama. Miał ochotę szaleć, rwać do przodu, miał tyle zapału! Ale nie mogłam mu powolić na pełne szaleństwo. Przede wszystkim nie wiem, czy jego serduszko już jest na tyle sprawne, że może sobie pozwolić na taki wysiłek. Nie skonsultowałam tego z panią kardiolog. Wprawdzie na grudniowej wizycie mówiła, że niedomykalność zastawki już jest na tyle mała, że prawie niezauważalna i mały jest praktycznie zdrowym dzieckiem, niemniej wtedy jeszcze nie wiedziała, że on chce ze mną biegać. Druga sprawa to astma, która po pierwszych metrach szaleństwa dała o sobie znać i zaczął pokasływać. Musiałam wyhamować ten jego dziki pęd i przeszliśmy do truchciku. Tym truchcikiem wróciliśmy sobie do domu. Pytałam go co chwilę czy nie jest zmęczony, czy może chce kawałek pomaszerować, ale on "nie" i "nie". Cały czas biegł, z drobną przerwą na selfie (musiałam mieć pamiątkę z tego wydarzenia). W sumie przebiegliśmy niecały kilometr. Mały był taki dzielny! Jestem tak bardzo dumna, że ja tego nawet nie umiem do końca wyrazić słowami. Moje szczęście nie ma granic!
Dodaj komentarz