105. *
Zadzwonił do mnie doktor z poradni chirurgicznej, w której nie tak dawno pracowałam. Złożył mi propozycję pracy. Mamy teraz czas pandemii, a co za tym idzie - czas szczepień. Moim zadaniem byłby organizacja całego procesu, od zamówienia szczepionek po rozesłanie ich na punkty. Punkty szczepień są trzy, ludzie są w nich pozatrudniani, ale doktor chciałby, żeby dystrybucją zajęła się jedna osoba i to właśnie byłoby moje zdanie. Nakreślił mi to wszystko jako pracę na zlecenie, czyli dodatkową do tej, którą wykonuję codziennie na stałe. Zaproponował mi całkiem spore wynagrodzenie. Wszystko wyglądało bardzo kolorowo. Już się miałam zgodzić, ale rozsądek kazał mi się zastanowić jeszcze raz, więc powiedziałam, że wszystko przemyślę, "prześpię się" z tą propozycją i oddzwonię. To byo wczoraj.
Dziś dzwonię, żeby dopytać o szczegóły, bo przecież nie mam żadnych upoważnień, uprawnień, nie wiem gdzie się zamawia szczepionki, u kogo i jakie. Chciałam wiedzieć jak to organizacyjnie wygląda. A doktor ze mną rozmawia jakby tej wczorajszej rozmowy zupełnie nie było. Od nowa mi wszystko tłumaczy i proponuje, żebym w mojej przychodni wzięła urlop bezpłatny na dwa miesiące i siedziała u niego przez ten czas. Co takiego??? Zdębiałam jak to usłyszałam. "Bo wiesz Kasiu, przy tych szczepieniach to trzeba cały czas trzymać rękę na pulsie, to są oferty, promocje, tu trzeba cały czas czuwać. Ja ci naprawdę bardzo dobrze zapłacę, nawet 10 tys. miesięcznie." Co??? Mam gdzieś jego pieniądze! Nie zgodziłam się na takie coś. Ja mam ryzykować stałą, dobrze płatną pracę dla zlecenia bez przyszłości? Nie było mi łatwo dostać się do przychodni, gdzie teraz pracuję, znajomości poszły w ruch, przyjęli mnie, chociaż rejestratorek nie zatrudniają, poszli mi na rękę, dali wynagrodzenie, jakiego jeszcze nigdy nie miałam, a ja im teraz mam walnąć urlopem bezpłanym?! Przecież mnie wyleją z tej roboty, bo po co im taki pracownik, którego nie ma? Szczepienia szybko się skończą, a ja zostanę na lodzie. Nawet jakby mi doktor dał zarobku dwa razy tyle, to się nie zgodzę (o ile da, bo nie mam pewności, czy jest wypłacalny i czy nie będę musiała swojego dochodzić w sądzie). Pieniądze się fajnie wydaje, rozejdą się w mgnieniu oka i będę bez kasy i bez pracy. O nie, nie, nie! Nie skusi mnie swoimi kolorowymi propozycjami i snami o potędze. Niech szuka kogoś innego, albo niech sam się tym zajmie - tak będzie najlepiej!
Dodaj komentarz